3,99 €
Książka opisuje wiele mało znanych faktów z historii polskiego i światowego sportu – między innymi odsłania tajemnice „brudnych” i „czystych” pieniędzy olimpijskich. Przedstawia szokujące kulisy Igrzysk Olimpijskich w socjalistycznej Moskwie (1980) i Wyścigu Pokoju w cieniu Czarnobyla (1986).Zasadniczą część stanowią żartobliwe, krótkie felietony, drukowane przez autora na łamach popularnej gazety „Sport” w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Przedstawiają one nasz socjalistyczny sport w krzywym zwierciadle. Czy młodzi ludzie epoki Internetu będą w stanie zrozumieć żarty dotyczące zupełnie innej epoki, kiedy obowiązywały inne reguły gry? Miś z filmu Stanisława Barei na pewno by je zrozumiał – dziś są jednak zupełnie inne misie. A może jednak nie tak bardzo inne? Smak sportowego miodu jest jednak bardzo podobny.Na zakończenie książki autor zamieszcza szkice o bardzo bliskich związkach kina i sportu w XX i XXI wieku. Opisuje między innymi wyczyny bardzo pięknej damy (Polki z pochodzenia), mistrzyni sztuki walki, która potrafiła „dołożyć” prawie każdemu mężczyźnie! Nie tylko na ekranie.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Veröffentlichungsjahr: 2012
Jan Kochańczyk
Kaligula - redaktor od sportu
TAJNE I POUFNE SEKRETY HISTORII
© Copyright by Jan Kochańczyk & e-bookowo
Projekt okładki: e-bookowo.
ISBN 978-83-7859-035-4
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-bookowo.pl
Kontakt:[email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione.
Kaligula. Takim pseudonimem opatrywałem swoje żartobliwe teksty w czwartkowych wydaniach gazety „Sport”.
***
„Ja, Klaudiusz”. To był serial! Brytyjski przebój o barwnym życiu cesarzy dawnego Rzymu. Bohaterowie to: rozpustny Tyberiusz, perfidny Kaligula i naiwny Klaudiusz. Serial święcił triumfy na ekranach naszych telewizorów na początku lat osiemdziesiątych, oczywiście – minionego wieku.
Czarny charakter, Kaligula, zdobył największą popularność; miał wielu fanów – no i w końcu stał się ojcem chrzestnym moich krótkich felietonów sportowych w czasach pieriestrojki Gorbaczowa, kiedy już można było pisać śmiało o wielu do tej pory zakazanych sprawach. Można było kpić w żywe oczy z różnych absurdów naszego socjalistycznego życia. Wcześniej robili to od czasu do czasu nasi pisarze, albo reżyserzy filmowi. Przypomnijmy choćby „Misia” Stanisława Berei z roku 1981 – wspomnijmy uroczego prezesa Klubu Sportowego „Tęcza” – Ryszarda Ochódzkiego i dzielnego trenera Jarząbka. Film powstał przed stanem wojennym, w okresie karnawału „Solidarności”. Potem socjalistyczni krytycy mieszali z błotem filmy Barei. Dziś twórca serialu „Alternatywy 4” należy do ulubionych polskich reżyserów, a „Miś” uznawany jest za film „kultowy” i wygrywa plebiscyty na najlepsze dzieła w historii naszego kina.
Jest to o tyle ciekawe, że przedstawiona w nim rzeczywistość jest dla młodych widzów chyba bardziej obca niż świat „Matrixa”. Czy rozumieją żarty z dawnych lat?
Przejrzałem moje stare felietony, drukowane w katowickim „Sporcie” w latach 1986–1991. Kiedyś wszelkie aluzje i żarty były zrozumiałe, cytowane i komentowane „nawet” w stołecznych pismach, tudzież rozgłośniach radiowych (szczególnie w popularnej także wtedy „Trójce”). A dziś? Łza się w oku kręci.
Może jednak warto przypomnieć tamten świat. Lata osiemdziesiąte – to w sporcie polskim okres surowego postu po tłustej dekadzie Gierka. Za Edwarda – Irena Szewińska była największą supergwiazdą światowej lekkoatletyki. Piłkarze zdobywali medale mistrzostw świata, do tego olimpijskie „i srebro, i złoto”. Siatkarze Wagnera byli najlepsi w świecie. Złotem świeciły zapasy, boks, kolarstwo, kajaki; wysoko pod niebo latali tyczkarze Ślusarski i Kozakiewicz; z najlepszymi rywalizowali Wszoła i Malinowski. Można by długo wymieniać medalowe dyscypliny i nazwiska.
A lata osiemdziesiąte to już powolny zmierzch i walka o byt.
***
To był świat w zupełnie innym stylu. Realny socjalizm podbił wtedy prawie połowę globu i rywalizował z kapitalistycznymi potęgami skupionymi wokół Stanów Zjednoczonych.
Polska należała do tak zwanej „socjalistycznej rodziny”. Nazywano ją „najweselszym barakiem w obozie”, no ale – co to była za radość? Taka właśnie rodem z „Misia”.
Ja, dziennikarz „Sportu”, mogłem jednak dumnie wypinać pierś jako reprezentant... prasowej siły numer 2 w obozie. Dziś może trudno to zrozumieć, bo gazety sportowe to po prostu pospolite źródła informacji o różnych imprezach czy zawodnikach. Tymczasem „za komuny” miały wyraźnie zaznaczone miejsce w szeregu. Najważniejszy był oczywiście wydawany w Moskwie „Sowiecki Sport” – kilka milionów nakładu, obecny w kioskach od Syberii po Litwę, Białoruś i Ukrainę. Drugie miejsce zajmowały gazety następnego pod względem wielkości kraju w socjalistycznej rodzinie, czyli Polski właśnie. „Sport” i „Przegląd Sportowy” były upowszechniane, czytane i komentowane w Moskwie, Kijowie, Sofii, Budapeszcie, czy w Pradze. Dlatego pewne publikacje mogły wywierać wpływ na sportowe życie całej wspólnoty spod znaku sierpa i młota.
„Sport” był wtedy gazetą bardzo popularną w całym kraju; rywalizował z „Przeglądem Sportowym”, a w Moskwie patrzono przychylnym okiem na jego robociarski rodowód (powstał po drugiej wojnie światowej, w czasach stalinowskich – podczas gdy „Przegląd” miał przedwojenne, kapitalistyczne korzenie, co wtedy było bardzo podejrzane).
Prawdę powiedziawszy, dziennikarze z Warszawy rzeczywiście mieli lepiej, bo ze stolicy łatwiej było wtedy komunikować się ze światem niż z robotniczych Katowic. Łatwiej więc było zdobywać informacje, wcześniej drukować gazetę i posyłać ją w świat.
Przypomnijmy: nie było wtedy Internetu; nie było komputerów w każdym domu; nie było telefonów komórkowych. Żeby zadzwonić do kogoś w kraju, trzeba było zamówić w centrali miejskiej rozmowę i czekać cierpliwie 2–3 godziny. Żeby telefonować do kogoś za granicą, należało zamówić rozmowę tydzień – dwa tygodnie wcześniej. Prasa oczywiście miała przywileje, ale na cuda techniki nie mogła liczyć.
Mecze drugiej czy trzeciej ligi z niewielkich miejscowości trzeba było opisywać, korzystając z telefonów w najdziwniejszych miejscach, od parafii do posterunku policji. Maszynistki przepisywały relacje, potem poprawione sprawozdania trafiały do drukarni, tam proces produkcji był długi i czasochłonny. A gotowa gazeta po północy powinna trafiać do pociągów czy samochodów i ruszać w kraj!
To było dziennikarstwo w zupełnie starym stylu. Inny też był sport.
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!