Komisarz Marquanteur i niebezpieczna dwójka: francuski kryminał - Alfred Bekker - E-Book

Komisarz Marquanteur i niebezpieczna dwójka: francuski kryminał E-Book

Alfred Bekker

0,0

Beschreibung

autor: Alfred Bekker Nowa sprawa dla komisarza Marquanteura i jego kolegów z południowofrancuskiego portowego miasta Marsylii. " Powiedzcie nie życiu w grzechu!" – tak brzmi credo sekty religijnej, w której otoczeniu wielokrotnie dochodzi do morderstw. Komisarze Marquanteur i Leroc z FoPoCri poszukują sprawców , którzy zabijają w ramach kary za grzeszne życie. Pomaga im profiler, który ma jednak zupełnie inne zdanie niż obaj komisarze. Alfred Bekker jest znanym autorem powieści fantasy, kryminałów i książek dla młodzieży. Oprócz wielkich sukcesów literackich napisał wiele powieści do serii thrillerów, takich jak Ren Dhark, Jerry Cotton, Cotton Reloaded, Kommissar X, John Sinclair i Jessica Bannister. Publikował również pod pseudonimami Jack Raymond, Robert Gruber, Neal Chadwick, Henry Rohmer, Conny Walden i Janet Farell.

Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:

Android
iOS
von Legimi
zertifizierten E-Readern
Kindle™-E-Readern
(für ausgewählte Pakete)

Seitenzahl: 125

Veröffentlichungsjahr: 2025

Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:

Android
iOS
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Alfred Bekker

Komisarz Marquanteur i niebezpieczna dwójka: francuski kryminał

UUID: 9298c881-2517-43d9-9c9a-87f72593c5d6
Dieses eBook wurde mit Write (https://writeapp.io) erstellt.

Inhaltsverzeichnis

Komisarz Marquanteur i niebezpieczna dwójka: francuski kryminał

Prawa autorskie

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

32

33

34

35

36

37

38

39

40

41

42

landmarks

Titelseite

Cover

Inhaltsverzeichnis

Buchanfang

Komisarz Marquanteur i niebezpieczna dwójka: francuski kryminał

autor: Alfred Bekker

Nowa sprawa dla komisarza Marquanteura i jego kolegów z południowofrancuskiego portowego miasta Marsylii.

„ Powiedzcie nie życiu w grzechu!” – tak brzmi credo sekty religijnej, w której otoczeniu wielokrotnie dochodzi do morderstw. Komisarze Marquanteur i Leroc z FoPoCri poszukują sprawców, którzy zabijają w ramach kary za grzeszne życie. Pomaga im profiler, który ma jednak zupełnie inne zdanie niż obaj komisarze.

Alfred Bekker jest znanym autorem powieści fantasy, kryminałów i książek dla młodzieży. Oprócz wielkich sukcesów literackich napisał wiele powieści do serii thrillerów, takich jak Ren Dhark, Jerry Cotton, Cotton Reloaded, Kommissar X, John Sinclair i Jessica Bannister. Publikował również pod pseudonimami Jack Raymond, Robert Gruber, Neal Chadwick, Henry Rohmer, Conny Walden i Janet Farell.

Prawa autorskie

Książka wydana przez CassiopeiaPress: CASSIOPEIAPRESS, UKSAK E-Books, Alfred Bekker, Alfred Bekker präsentiert, Casssiopeia-XXX-press, Alfredbooks, Uksak Sonder-Edition, Cassiopeiapress Extra Edition, Cassiopeiapress/AlfredBooks i BEKKERpublishing są wydawnictwami należącymi do

Alfreda Bekkera

© Powieść autorstwa autora

© niniejszego wydania 2024 przez AlfredBekker/CassiopeiaPress, Lengerich/Westfalia

Wymyślone postacie nie mają nic wspólnego z osobami rzeczywistymi. Zbieżność imion jest przypadkowa i niezamierzona.

Wszelkie prawa zastrzeżone.

www.AlfredBekker.de

[email protected]

Śledź nas na Facebooku:

https://www.facebook.com/alfred.bekker.758/

Śledź nas na Twitterze:

https://twitter.com/BekkerAlfred

Na blog wydawnictwa!

Bądź na bieżąco z nowościami i informacjami!

https://cassiopeia.press

Wszystko o literaturze pięknej!

1

Było późne popołudnie w więzieniu Les Baumettes, położonym w uroczym południowofrancuskim mieście portowym Marsylii. Zakład karny rozciągał się wzdłuż drogi prowadzącej do Calanque de Morgiou, oferując zapierający dech w piersiach widok na malowniczą okolicę. Mężczyzna z charakterystyczną blizną na brodzie stał przy okiennej kratownicy i rozglądał się po okolicy. Słońce świeciło jasno na niebie, nadając miastu charakterystyczny śródziemnomorski klimat.

Stojąc tam, ogarniały go myśli pełne gniewu i goryczy. Pewnego dnia wyjdzie z tego więzienia – był tego pewien. A kiedy ten dzień w końcu nadejdzie, zemści się! Komisarz Marquanteur, ten przeklęty śledczy, pozbawił go wielu lat życia za kratkami i za to zapłaci!

Pierre Marquanteur – to imię odbijało się ponurym echem w głowie mężczyzny. Nie mógł zapomnieć ani wybaczyć tego, co zrobił mu ten śledczy. Z każdym dniem spędzonym w więzieniu jego pragnienie zemsty rosło.

Życie mężczyzny z charakterystyczną blizną kręciło się teraz wyłącznie wokół jednej myśli: zemścić się na tym, który tak okrutnie przypieczętował jego los. Każdy jego oddech towarzyszyła nienawiść – nienawiść tak silna jak niepowstrzymana siła natury.

Gdy nadal patrzył przez okno, widział przed sobą miasto w całej okazałości. Jednak dla niego było ono jedynie symbolem niesprawiedliwości i zdrady. Promienie słońca, które ogrzewały jego skórę, były jak kpina i drwina z jego wewnętrznego bólu.

Mężczyzna z blizną na brodzie doskonale wiedział, że droga do wolności będzie wyboista. Ale był gotów o nią walczyć – bez względu na cenę. Jego determinacja rosła z każdym dniem i napędzała go do poszukiwania każdej możliwości ucieczki lub realizacji planów zemsty.

W ponurej atmosferze więzienia Les Baumettes przysiągł sobie: pewnego dnia komisarz Marquanteur zda sobie sprawę, że nadszedł jego koniec. Moment zemsty zbliża się nieubłaganie, niczym lawina.

„Hej, znowu marzycie o zemście na tym komisarzu?”, zapytał prowokacyjnie jego współwięzień. Mężczyzna z charakterystyczną blizną na twarzy powoli odwrócił się i spojrzał na współwięźnia przenikliwym wzrokiem. Jego oczy zdradzały mieszankę pogardy i determinacji.

„Chyba nie ma pan snów, co?”, odparł ostro. Słowa współwięźnia trafiły w czuły punkt – pytanie o jego własne ambicje poruszyło go do głębi. Ale teraz nadszedł czas, aby mężczyzna z blizną ujawnił swoje myśli.

„Zastanawiam się” – zaczął z ciekawością jego współwięzień – „dlaczego chce pan zemścić się tylko na tym komisarzu Marquanteurze? Dlaczego nie na jego koledze, panu Leroc?”

Mężczyzna z blizną zatrzymał się na chwilę i zastanowił się intensywnie. Było oczywiste, że długo się nad tym zastanawiał – nie tylko nad zemstą na Marquanteurze, ale także na Lerocu. Po wielu godzinach spędzonych w celi więziennej, podczas których wielokrotnie opowiadał swoją historię, jego współwięzień znał już każdy jej szczegół.

Obaj policjanci należeli do wysoko wyspecjalizowanej jednostki specjalnej zajmującej się zwalczaniem przestępczości zorganizowanej, terroryzmu i seryjnych przestępstw. Byli znani ze skuteczności w zatrzymywaniu niebezpiecznych przestępców i rozwiązali już wiele spraw, które dla innych śledczych byłyby niemożliwe do rozwiązania.

Jednak dla mężczyzny z blizną nie miało to żadnego znaczenia. Nie imponowała mu ich reputacja ani pozornie niepokonana siła. Jego pragnienie zemsty przeważyło nad wszystkimi innymi myślami w jego głowie.

„Kto wam powiedział, że nie zabiję tego Leroca?” – odpowiedział w końcu z żelazną determinacją w głosie. Słowa te rozbrzmiały groźnie w dusznym powietrzu celi więziennej, wywołując dreszcz u jego współwięźniów.

Stało się jasne – ten człowiek nie cofnie się przed niczym, aby zaspokoić swoją żądzę zemsty. Ani Marquanteur, ani Leroc nie będą bezpieczni przed jego niepohamowaną nienawiścią i planem, który głęboko zakorzenił się w jego umyśle.

*

„ Bonjour, Pierre!”

Odwróciłem się.

„ Ach, to pan, François”.

„ A ktożby to był?”

„ Śledzisz mnie już w wolny dzień?”

„ Ja też mam wolny dzień”.

„ Wiem”.

Siedziałem w porcie, blisko muru nabrzeża i łowiłem ryby. Robię to czasem, kiedy chcę trochę oczyścić umysł. Wielkie kontenerowce, które zmagają się z falami, płynąc z Morza Śródziemnego do portu w Marsylii , zawsze stanowią imponujący widok.

Nigdy nie złowiłem zbyt wiele. Ale nie o to chodzi.

„ Niestety nie mogę zaproponować panu miejsca” – powiedziałem.

„ Nie szkodzi”.

„ Dlaczego?”

„ Zadbałem o siebie”.

„ Zadbałeś?”

„ Przyniosłem składane krzesło”.

Nie zauważyłem jej od razu. François niósł ją po stronie odwróconej ode mnie. Postawił ją i usiadł. „Pozwolisz, Pierre?”

„ Jasne”.

Nazywam się Pierre Marquanteur, jestem komisarzem w Marsylii. François Leroc jest moim kolegą. Należymy do jednostki specjalnej o nazwie Force spéciale de la police criminelle, w skrócie FoPoCri, i zajmujemy się, jak to się mówi, grubymi rybami. Na przykład przestępczością zorganizowaną lub seryjnymi przestępcami. Nie mamy zbyt wiele wolnego czasu i właściwie cały czas odkładamy ogromną górę nadgodzin, które powinniśmy kiedyś wykorzystać.

Ale i tak nic z tego nie będzie.

Ale teraz wzięliśmy sobie dzień wolny.

„ Dlaczego pan tu jest?”, zapytałem François.

„ A dlaczego nie?”

„ To nie jest odpowiedź”.

„ Nie?”

„ No więc, dlaczego pan tu jest?”

„ Szczera odpowiedź?”

„ Zawsze jest najlepsza”.

„ Nudziło mi się”.

„ Aha”.

„ Więc pomyślałem: zobaczmy, co robi Pierre. A ponieważ to, co robi Pierre, jest w tym przypadku dość przewidywalne, pojawiłem się tutaj”.

„ I co teraz?”

„ Patrzę, jak pan łowi. To nie jest nudniejsze niż programy w telewizji”.

„ Niestety nie mam drugiej wędki. Nie wiedziałem, że się pojawisz”.

„ Lepiej tak. Wystarczy, że patrzę”.

„ Mogła pani przynieść coś do jedzenia”.

„ Możemy później kupić kanapki z rybą”.

„ Nie możesz bez pracy, co?”

François skinął głową. „Ale pan też”.

„ Ja przynajmniej mam hobby”.

„ Nie, Pierre, udajesz, że masz hobby. To coś innego”.

Dwóch mężczyzn spacerowało wzdłuż nabrzeża. Obaj ubrani w skórę i z wieloma łańcuchami. I prawdopodobnie tak samo gejowscy jak Village People.

Obaj pomachali do nas.

François odmachał im.

Musiałem trzymać wędkę.

„ Teraz myślą, że jesteśmy parą, Pierre” – powiedział François. „Nie mogą przecież wiedzieć, że jesteśmy hetero”.

„ Tacy są ludzie. Zawsze oceniają innych na podstawie siebie. Poza tym, ze względu na charakter naszej pracy, spędzamy ze sobą prawdopodobnie więcej czasu niż większość osób, które naprawdę są parą”.

François roześmiał się. „Ty to powiedz!”

„ Są pary, o których nikt nie podejrzewa, że są parą. Na przykład nasz pracownik biurowy Maxime, który jest żonaty, ale mimo to ma romans z sekretarką naszego szefa! Oboje zachowują się, jakby nic się nie działo”.

„ A przecież wszyscy o tym wiedzą!”

„ Tak jest”.

„ A są też pary, które na przykład dla gejów z przodu wyglądają jak para, tak jak my, ale w rzeczywistości nie są parą!”

„ Dokładnie”.

Kiedy zajęliśmy się kolejną sprawą, przypomniały mi się moje własne słowa.

Nie ma bowiem tylko par, które się ukrywają, i par, które są mylnie brane za pary lub udają, że są parą.

Są też pary morderców, które razem popełniają zbrodnie.

*

„ Wtedy myślałam, że nie mam innego wyboru – ale dziś wiem, że to było morderstwo”.

Regine Andrés trzymała szklankę mocno w dłoni i powoli podniosła ją do ust. Koktajl w niej mienił się kusząco, jakby był świeżym sokiem owocowym, który tylko czekał, aż go skosztuje. Jednym zdecydowanym ruchem wypiła drinka i natychmiast poczuła mrowienie alkoholu.

Czuła lekkie zawroty głowy, ale Regine zachowała równowagę i nie dała po sobie poznać. Na chwilę zamknęła oczy i pozwoliła, by smak koktajlu rozpłynął się na języku. Słodka mieszanka egzotycznych owoców idealnie komponowała się z cierpkim posmakiem wysokiej jakości ginu.

Kiedy ponownie otworzyła oczy, Regine ostrożnie postawiła pustą szklankę na błyszczącym blacie baru. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech – ten drink miał dokładnie taki efekt, jakiego oczekiwała. Czuła się bardziej zrelaksowana, swobodniejsza i gotowa na wszystko, co miało nadejść.

Z pewnością siebie skinęła barmanowi: „Poproszę jeszcze raz to samo”. Jej głos brzmiał przekonująco – ten koktajl nie był tylko drinkiem dla Regine Andrés; był dla niej swego rodzaju lekarstwem na zmartwienia i stres dnia codziennego.

Czekając cierpliwie na kolejnego drinka, Regine swobodnie obserwowała kolorowy zgiełk w barze. Przytłumione światło zanurzyło pomieszczenie w tajemniczej atmosferze pełnej obietnic. Wiedziała dokładnie, że ten wieczór przyniesie jej jeszcze wiele ekscytujących chwil.

Regine Andrés była kobietą, która umiała cieszyć się życiem. W tej chwili cieszyła się nie tylko kolejnym koktajlem, ale także poczuciem wolności i lekkości, które dawał jej każdy łyk.

„ Myślę, że wystarczy już pani, Regine” – powiedział barman z poważną miną. Pochylił się nieco do przodu i kontynuował stłumionym głosem: „Nie chcę tu przecież martwej kobiety...”.

„ Już prawie nie żyję!”

Barman zwrócił się do kobiety, z którą Regine rozmawiała przez cały czas. Miała ciemne, kręcone włosy i była ubrana w biznesowy garnitur ze spodniami. Barman ocenił jej wiek na około trzydzieści pięć lat.

„ Wygląda na to, że zna pani tę panią. Może pani jej wyjaśnić, dlaczego nie chcę jej nic podawać”.

„ W porządku”, powiedziała Regine. „Wiem, kiedy nie jestem mile widziana”.

2

Chwilę później Regine opuściła budynek i wyszła na wolność wieczoru. Słońce już zaszło, ustępując miejsca ciemności. Jednak w tętniącym życiem mieście, takim jak Marsylia, pojęcie „ciemność” można było traktować względnie. Latarnie uliczne, neony i ożywiona aktywność sprawiały, że nawet w nocy panowała pewna jasność.

Regine poczuła przyjemny powiew wiatru na skórze i cieszyła się, że po długim dniu w biurze może wreszcie odetchnąć świeżym powietrzem. Kiedy kątem oka dostrzegła zbliżającą się taksówkę, od razu wiedziała, że przyjechała w samą porę. Pomyślała: „W samą porę!”. Zdecydowanym gestem ręki zasygnalizowała kierowcy, że chce się zatrzymać.

Czekając na taksówkę, Regine nagle poczuła chwilową utratę równowagi – prawdopodobnie była to konsekwencja pracowitego dnia i pośpiechu, z jakim biegła do postoju taksówek. Nie dała się jednak tym zbić z tropu i stała niewzruszenie w miejscu.

Otaczała ją atmosfera mieszanki podekscytowania i ulgi. Po tak stresującym dniu – pełnym spotkań, terminów i nieprzewidzianych wyzwań – Regine cieszyła się, że w końcu może wrócić do domu i zostawić za sobą wszystkie zmęczenia.

Taksówka zatrzymała się na poboczu drogi. Pasażerowie wysiedli.

„ Proszę mnie zabrać!” – zawołała.

„ Proszę wsiadać! Nie powinienem tu stać”.

Regine pospieszyła się.

Wsiadła. Zapach skóry i środka dezynfekującego wypełnił wnętrze pojazdu, gdy usiadła na wygodnym tylnym siedzeniu. Poczuła przyjemne ciepło, gdy taksówkarz uruchomił silnik i powoli ruszył.

Podczas gdy ulice migały za oknem, Regine mogła zatopić się w myślach i zapomnieć o zgiełku miasta. Światła Marsylii zlewały się w kolorową morze, które uspokajało jej zmysły. Oparła głowę o oparcie fotela i uwolniła się od stresu całego dnia.

W tym momencie poczuła głęboką satysfakcję z tej małej przerwy w codziennym zgiełku – krótkiej chwili spokoju pośród tętniącego życiem miasta. Taksówka stała się dla Regine symbolem wolności – była jak magiczne przejście od życia zawodowego do relaksu.

Z każdym metrem oddalała się od stresującego dnia i zbliżała do swojego przytulnego domu. Ciemność otaczała teraz nie tylko miasto Marsylia, ale także świat myśli Regine – przyjemny uścisk pełen bezpieczeństwa.

Kiedy taksówka zatrzymała się chwilę później na skrzyżowaniu, kierowca narzekał na inny samochód.

Z głębokim westchnieniem Regine zamknęła na chwilę oczy i zostawiła za sobą cały zgiełk. Ciemność mogła być względna w mieście takim jak Marsylia, ale dla Regine nadszedł czas na spokój i bezpieczeństwo w jej własnym małym raju.

Ktoś zatrąbił. Niecierpliwy kierowca furgonetki pokazał środkowy palec, a Regine nie była do końca pewna, czy gest ten był skierowany do niej, czy do taksówkarza.

Chwilę później, gdy taksówka ruszyła, wzięła głęboki oddech. I otworzyła oczy.

Nie zdziwiło jej nawet, że kierowca nie zapytał, dokąd chce jechać.

3

„ Zatrzymaj się! FoPoCri!” – krzyknąłem.

Ale facet w czerwonej czapce z daszkiem nie miał zamiaru mnie słuchać. Wyciągnął broń i strzelił w moim kierunku. Strzał był niecelny. Przeleciał dość daleko obok mnie.

Potem facet po prostu zaczął uciekać, tracąc przy tym prawie połowę tego, co miał przy sobie. Z kieszeni kurtki wypadła mu plastikowa torebka wielkości dłoni z kokainą, a za nią druga.

Mężczyzna nazywał się Robert Battiston i był poszukiwany listem gończym w całej Francji za różne przestępstwa. Do komendy policji wpłynęła informacja, że pojawi się tutaj o określonej porze, aby sprzedać kokainę. Być może kilogram lub dwa. Ta ilość była w zasadzie nieistotna i daleka od tego, aby stanowić naprawdę duży interes. Ale nie o to tu chodziło. Battiston prawdopodobnie pilnie potrzebował pieniędzy, ponieważ naszym kolegom w innym miejscu udało się namierzyć i zamrozić kilka jego kont. Konta, które Battiston założył pod fałszywą tożsamością i za pomocą których prowadził swoje interesy. A jego głównym zajęciem nie były bynajmniej narkotyki, ale morderstwa.

Przez ostatnie pięć lat pracował jako płatny zabójca dla każdego, kto potrzebował zabójcy na zlecenie. A kiedy gdzieś zrobiło się dla niego zbyt gorąco, po prostu przenosił się gdzie indziej, załatwiał sobie nową tożsamość i zazwyczaj przez jakiś czas pozostawał w spokoju.

Ale teraz jego odyseja dobiegła końca. Tutaj, w starym porcie morskim w Marsylii, miał wpaść w pułapkę, którą dla niego zastawiliśmy.

Człowiek, który go tu wezwał, nie był raczej jego przyjacielem. Było wielu potencjalnych sprawców. Ludzie, którzy chcieli pozbyć się Battistona . Powodów mogło być wiele – a czysta zemsta była najbardziej prawdopodobna. Nie wiedzieliśmy jednak, kto to był.

Ponieważ jakiś czas temu dowiedzieliśmy się od bardzo wiarygodnego informatora, że Battiston przebywa obecnie w Marsylii, zdecydowaliśmy się wziąć udział w grze nieznanego rozmówcy. Wyeliminowanie kogoś takiego jak Battiston z pewnością przyczyniłoby się do poprawy bezpieczeństwa w Marsylii.

Teraz strzelał na oślep.

Po kilku krokach zniknął za rogiem opuszczonego magazynu. François i ja schroniliśmy się w międzyczasie. Schronienie zapewniło nam kilka zardzewiałych kontenerów wielkości człowieka. Dzięki nim nasz cel nie zauważył nas wcześniej.

François oddał strzał w kierunku uciekiniera.

„ Uwaga, jest po północnej stronie magazynu!” – poinformowałem przez zestaw słuchawkowy, który łączył wszystkich kolegów biorących udział w tej akcji.

Zabójca na zlecenie, taki jak Battiston , był płochliwy jak sarna. Jeśli chcieliśmy zastawić na niego pułapkę, nie mogliśmy tego zrobić, przybywając z dużym oddziałem. Ludzie tacy jak Battiston mieli wyczucie niebezpieczeństwa. Tylko dzięki temu udało im się do tej pory uniknąć zarówno wrogów z półświatka, jak i ścigania przez wymiar sprawiedliwości.

„ Tu Fred!” – zgłosił się przez radio nasz kolega Fred Lacroix. „Facet powinien już dawno się u nas pojawić!”

„ Zacieśnijcie krąg i ruszajcie do przodu!” – brzmiał rozkaz Stéphane'a Carona. Był on drugą osobą w hierarchii komendy policji w Marsylii i kierował akcją.

Z bronią służbową w ręku wyszliśmy z ukrycia.