Dotrę do Ciebie - Ann Justine Reveur - E-Book

Dotrę do Ciebie E-Book

Ann Justine Reveur

0,0
3,99 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Ann Justine Reveur „Dotrę do Ciebie” to fascynująca powieść. Annabel przeprowadza się po rozwodzie rodziców. Razem z mamą pozostawiają za sobą życie w mieście i zaszywają się w niewielkiej miejscowości z dala od problemów. Dziewczyna nie sądziła, że ta przeprowadzka stanie się dla niej wielką przygodą. Początkowo nie może się odnaleźć, jednak wszystko zmienia się w momencie pierwszego spotkania z Simonem – cichym, zamkniętym w sobie, nastoletnim sąsiadem. Dla Annabel priorytetem staje się dotarcie do chłopaka i uwolnienie go od demonów przeszłości. Czy uda jej się zbliżyć do Simona? Czy warto zagłębiać się w jego trudną przeszłość? Niektórzy skrywają mroczniejsze sekrety niż mogłoby się wydawać. Pod pseudonimem Ann Justine Reveur kryje się pewna nastolatka, mająca upodobanie do tajemniczości. Oprócz stawiania pierwszych kroków w profesji pisarza, uczęszcza do liceum ogólnokształcącego. Debiut literacki nie przysłoni faktu, że największą pasją Ann jest muzyka, a dopiero na drugim miejscu pojawia się słowo pisane. W wolnym czasie kocha czytać, a pisanie traktuje jako dopełnienie czytelniczej powinności. Na tę chwilę największym marzeniem młodej pisarki jest podzielenie się z literacką publicznością własnymi powieściami, najlepiej kilkoma w niedługim czasie, i zyskanie wiernych czytelników. Więcej o Autorce można dowiedzieć się z prowadzonego przez nią bloga www.servus-amoris.blogspot.com.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Ann Justine Reveur "Dotrę do Ciebie"

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok, 2013Copyright © by by Ann Justine Reveur, 2013

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Wydawnictwo Psychoskok

Projekt okładki: Anna Gręda

Zdjęcie okładki: Agnieszka Rozmiarek

ISBN: 978-83-7900-037-1

Wydawnictwo Psychoskok ul. Chopina 9, pok. 23, 62-507 Konin tel. (63) 242 02 02, kom.665-955-131

wydawnictwo.psychoskok.pl

http://ebooki123.pl

e-mail:[email protected]

Ann Justine Reveur

Dotrę do Ciebie

Wydawnictwo Psychoskok 2013 Konin

PROLOG

Chłodne powietrze owiało niewielką, opustoszałą aleję parkową i pogłaskało go po twarzy. Odetchnął głęboko napawając się chłodnym dniem i rozejrzał uważnie dookoła chcąc się upewnić, że jest sam. Omiótł wzrokiem zaśniedziałe latarnie, które ukazywały swe wyblakłe światło i ruszył przed siebie z ulgą stwierdzając, że park w końcu opustoszał i mógł do woli krążyć alejami nienarażony na ciekawskie spojrzenia przechodniów.

Poprawił kaptur obszernej, ciemnej bluzy i zapiął zamek aż pod samą brodę. Wsunął zimne dłonie do ciepłych kieszeni i nie oglądając się więcej za siebie kroczył powoli aleją stawiając pewne kroki.

Lubił jesień. Napawał się ową porą roku, cieszył z każdego jesiennego dnia, podziwiał zmiany zachodzące w otoczeniu. I cieszył się bardzo, że ludzie w takie chłodne dni nie wychylali nosa z domu. Każdy taki samotny spacer poświęcał głębokim przemyśleniom, nachodziły go refleksje, po głowie krążyło pełno zawiłych myśli.

Czuł się zagubiony i nie mógł odnaleźć się we własnym życiu. Miał wrażenie, że popada ze skrajności w skrajność. Nie chciał prosić o pomoc, nie potrafił tego zrobić. Pewien był, że sam da sobie radę, ale oszukiwał siebie samego i najbliższych. Głęboka depresja zawładnęła nim całym, pochłonęło go dno, piekło świata rzeczywistego. To wszystko tak bolało, że żyło mu się coraz trudniej. Chciał ucieczki od problemów, ale te na dobre zagościły w jego życiu. Nie mógł się ich pozbyć niezależnie od tego jak bardzo by się starał.

Poczuł, że jego oczy robią się wilgotne toteż zamknął powieki chcąc powstrzymać łzy. Zacisnął dłonie w pięści i zagryzł wargę, kiedy samotna łza spłynęła leniwie po chłodnym, bladym policzku. Spuścił głowę wbijając smutny wzrok w podniszczone adidasy i próbował uspokoić nerwy. Miał wrażenie, że zaraz rozpadnie się na małe kawałeczki a jego problemy rozwieją się po całym świecie trafiając do innych ludzi.

Nie mógł na to pozwolić. To były jego problemy i musiał je trzymać głęboko w sobie. Musiał dać radę.

Podniósł głowę, odetchnął głęboko i ruszył dalej. Chciał jak najszybciej dostać się do domu i zamknąć w swoich czterech ścianach.

Rozdział I

- Kochanie jeszcze to - usłyszałam zniecierpliwiony głos rodzicielki i odwróciłam się chcąc zobaczyć, o co jej chodzi. Wcisnęła mi w dłonie kolejne pudło i kazała je wnieść do mieszkania.

Przewróciłam oczami nie chcąc powodować kłótni i grzecznie wykonałam jej prośbę. Mimo nienajlepszego nastroju starałam się udawać, że jest dobrze by nie robić jej przykrości. Po rozwodzie z tatą wpadła na genialny pomysł by wprowadzić się do mieszkającej na totalnym bezludziu babci, która przyjęła nas z otwartymi ramionami. Nie byłam z tego powodu zadowolona, musiałam zostawić swoje dotychczasowe życie daleko za sobą. Nie chciałam jednak sprawiać jej przykrości, bo widziałam jak rozbił ją koniec małżeństwa. Udawała silną, ale wcale tak nie było i doskonale o tym wiedziałam. Znałam ją w końcu całe życie, była dla mnie jak przyjaciółka i choć o problemach z ojcem mi nie opowiadała to ja widziałam jak ją to wszystko dobiło.

Postawiłam pudło w korytarzu i zwiedziłam uważnie całe mieszkanie. Często tu bywałam i jakoś znosiłam to miejsce, ale teraz, gdy miałam tu zamieszkać wydało mi się nagle małe i puste. Westchnęłam omiatając wzrokiem swój pokój i padłam na niewielkie łóżko stojące pod ścianą. Uznałam, że nudne, szare ściany nie odzwierciedlają mojego charakteru, więc na dniach je pomaluję. Zawsze to przynajmniej jakieś zajęcie w miejscu, w którym nigdy nie potrafiłam się zaaklimatyzować.

Lubiłam tętniące życiem wielkie miasta a to niewielkie miasteczko wydawało mi się wręcz aspołeczne. Jakby ludzie żyjący tutaj wcale nie mieli ochoty na życie towarzyskie. A ja nie lubiłam się nudzić i siedzieć w jednym miejscu. Chciałam korzystać z życia, ale tutaj na pewno nie miałam tego doświadczyć. Tutaj po prostu żadnego życia nie było.

- Annabel! - głos mamy echem rozniósł się po mieszkaniu. Zerwałam się na równe nogi i wyszłam z mieszkania sprawdzić, czego ode mnie chce. Mama stała przy nieczynnej, zniszczonej windzie i spierała się o coś z babcią. Zniecierpliwiona prychnęłam pod nosem, kiedy moją uwagę przykuła osoba wchodząca schodami na górę. Cicho niczym duch przeszła obok mnie i jedyne co zobaczyłam to niesamowicie bladą cerę należącą do wysokiego, szczupłego chłopaka. Lekko przygarbiony przeszedł korytarzem i zniknął w mieszkaniu sąsiadującym z mieszkaniem babci. Nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem, więc z miejsca uznałam go za niewychowanego gbura, który nie umie się nawet przywitać.

- Babciu, kto to był? - zapytałam odwracając się w stronę kobiet. Skupiłam na sobie wzrok babci, która rzucała mi pytające spojrzenie spod zmęczonych powiek.

- Kto kim był? - odpowiedziała pytaniem i uśmiechnęła się do mnie delikatnie. Uniosłam brew i wskazałam na zniszczone drzwi mieszkania, za którymi zniknął chłopak.

- Taki wysoki chłopak w ciemnej bluzie - mruknęłam opierając się o ścianę.

- Simon - rzuciła zmieniając nagle ton głosu. Wydał mi się on niezwykle zmartwiony i smutny.

- Simon? - powtórzyłam głucho. Wielokrotnie odwiedzałam babcię, ale owego Simona widziałam pierwszy raz w życiu.

- Syn Cheryl Eliot. Znasz ją kochanie. Taka nieprzyjemna, nieuprzejma kobieta która wszystko krytykuje i zawsze wie lepiej. Ciągle sprowadza do domu facetów i urządza sobie libacje. Dawno powinni ją gdzieś zamknąć.

- Nie wiedziałam, że ma syna - mruknęłam zdziwiona. Znałam Cheryl Eliot i nigdy jej nie lubiłam. Przebywając u babci wielokrotnie słyszałam dochodzącą zza ściany głośną muzykę czy też liczne awantury, spotykałam ją na korytarzu czy też mijałam się z nią na schodach i ciągle widywałam ją z innym facetem, ale nigdy nie widziałam rzekomego Simona.

- Ona też chyba o tym nie wie. Simon rzadko wychodzi z domu a Cheryl rzadko w nim bywa. Jest zdany sam na siebie. Dziwny chłopak. Taki zamknięty w sobie - pokręciła głową ze zmartwieniem i wróciła do kłótni z moją rodzicielką.

Omiotłam spojrzeniem zadrapane drzwi mieszkania Eliotów i wróciłam do swojego pokoju. Jeszcze tego mi brakowało, żeby mieć za sąsiada ograniczonego społecznie nudziarza.

Pierwsze dni w nowym miejscu minęły w ciszy i spokoju. Chcąc zacząć szkołę dopiero po nowym roku miałam dużo wolnego czasu i zero pomysłów jak go z sensem spożytkować. Snułam się z miejsca na miejsce, znudzona spacerowałam uliczkami miasteczka i obserwowałam innych mieszkańców. Mama nie poświęcała mi wiele czasu zajęta pracą w zakładzie krawieckim toteż rzadko, kiedy miałam z kim porozmawiać. Tutejsi mieszkańcy jakoś nie kwapili się by zająć mnie rozmową i umilić czas. Nawet babcia była mniej znudzona ode mnie, mimo że od kilku lat była na emeryturze i siedziała w domu.

- Może na spacer byś wyszła? - zapytała mnie z troską, kiedy po tygodniu nadal czułam się nieswojo i nie chciałam wyściubić nosa z pokoju.

- Wieje - odparłam znudzona gapiąc się pustym wzrokiem na ekran telewizora. Myślami jednak błądziłam gdzieś indziej. Zastanawiałam się, co robi tata i jak się miewa. W ciągu tygodnia dzwonił parę razy pytając, co u mnie, ale po tonie z jakim ze mną rozmawiał nie wydawał się jakoś szczególnie zainteresowany moim samopoczuciem. Najwyraźniej cieszył się, że uwolnił się ode mnie i od mamy i teraz spokojnie może pokazywać się z jedną ze swoich kochanek.

- To może kogoś odwiedzisz? Na pewno przez ten czas kogoś poznałaś - przejechała dłonią po moich kasztanowych włosach i uśmiechnęła się delikatnie, kiedy na nią spojrzałam.

- Nikogo babciu - mruknęłam tłumiąc ziewnięcie. Miałam wrażenie, że jestem jedyną młodą osobą w tym zapomnianym przez świat miasteczku.

- Nie chcesz chyba spędzić ostatnich dni przed szkołą siedząc na kanapie i patrząc się w telewizor - zaczęła swój monolog. Wiedziałam, że jak zacznie to tak szybko nie skończy toteż zerwałam się z kanapy a spacer wydał mi się nagle wspaniałą rozrywką. Byle jak najdalej od babci i jej wiecznie zatroskanego sposobu bycia.

Narzuciłam na siebie ukochaną skórzaną kurtkę, ubrałam adidasy i wyszłam z mieszkania czując ulgę. Pozbyłam się upierdliwego gadania babci i miałam czas dla siebie. No tak. Miałam wiele czasu dla siebie i jak zwykle nic z nim nie robiłam.

Oparłam się plecami o zimną ścianę korytarza i wbiłam udręczony wzrok w drzwi mieszkania Eliotów zastanawiając się dokąd mogę pójść w taką wietrzną pogodę. Park wydał mi się jedynym sensownym rozwiązaniem i miałam cichą nadzieję, że wysokie drzewa stłumią nieprzyjemny wiatr.

Odepchnęłam się delikatnie od ściany i opuściłam budynek. Tak jak się spodziewałam wiatr od razu mnie zaatakował. Poprawiłam chustę wokół szyi i wciskając dłonie do kieszeni kurtki skierowałam swe kroki w stronę niewielkiego, lecz mającego w sobie urok parku. Było to chyba jedyne przyjemne miejsce w tym pustkowiu.

Samotność coraz bardziej mi doskwierała i niemal zaczęłam żałować, że nie skusiłam się na pójście do szkoły od razu po przeprowadzce. Miałam co prawda przymusowe wakacje, ale wszystko tak mnie nudziło, że nie miałam pojęcia co ze sobą począć.

W ciągu tygodnia nie spotkałam tutaj ani jednej interesującej osoby, z którą mogłabym nawiązać jakąkolwiek znajomość. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy jestem jakaś dziwna, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że to mieszkańcy miasteczka są dziwni i odbiegają od przysłowiowej normalności nie mieszcząc się w jej granicach.

Zdana sama na siebie przemierzałam kolejne metry krocząc parkowymi alejami i rozkoszując się spokojem i błogą ciszą. Podczas samotnego spaceru nie spotkałam ani jednej żywej duszy. Dopiero, gdy zniechęcona coraz mocniejszym wiatrem postanowiłam zawrócić i schować się w ciepłym mieszkaniu ujrzałam siedzącą na ławce postać, która wpatrywała się w ziemię.

- A więc ludzie tutaj jednak czasami wychodzą... - mruknęłam stawiając niepewne kroki. Zbliżyłam się powoli do postaci, ale ta nawet nie drgnęła. Przystanęłam w bezpiecznej odległości od osoby nie chcąc zakłócać jej rozmyślań i kiedy zdecydowałam się ją minąć i opuścić park ta delikatnie podniosła głowę i zatrzymała swój wzrok na moich stopach. Sporych rozmiarów kaptur przysłonił jednak twarz osobnika i nie mogłam się mu przyjrzeć. Zżerana ciekawością miałam ochotę usiąść koło niego, ale bałam się jego reakcji. Nie wiedziałam, czego spodziewać od mieszkańców wioski.

Ale potem do mnie dotarło, że już tą osobę widziałam. Ciemna bluza, ciemne spodnie, podniszczone adidasy i przestraszona, skulona sylwetka.

- Simon, prawda? - zapytałam cicho rozpoznając swojego sąsiada. Ledwie zauważalnie skinął głowę potwierdzając moje słowa i ponownie wbił wzrok w swoje buty. Najwyraźniej nie miał ochoty ze mną rozmawiać a ja nie chciałam się narzucać. Było w nim coś takiego co nakazało mi iść dalej i nie zwracać na niego uwagi. Bijący od niego smutek i strach unosił się w powietrzu niczym zła aura.

Chłopak nie zwrócił więcej na mnie uwagi toteż skierowałam do wyjścia. Nim opuściłam park odwróciłam się jeszcze i zmierzyłam go przeciągłym spojrzeniem. Zastygł w tej samej pozycji, w której go spotkałam. Niezauważony przez świat, pochylony, zadumany nad własnym losem, wpatrzony w ziemię jakby oczekując od niej znaku na przetrwanie.

Westchnęłam i udałam się do domu. Tajemniczy chłopak nie wydawał się najlepszą partią do towarzystwa.

Wróciłam do mieszkania i momentalnie dopadł mnie zły nastrój. Samotna wyprawa jakoś poprawiła mi humor, ale teraz wszystko zniknęło. Poczułam się jak zamknięta w klatce bez możliwości ucieczki wystawiona na szarą rzeczywistość niewielkiego miasteczka. Chciałam krzyczeć, błagać o pomoc, ale wiedziałam, że nikt nie wyciągnie pomocnej dłoni i nie pomoże mi przetrwać. Byłam zdana sama na siebie, to było moje zadanie by się tu odnaleźć i nie załamać. Ale im więcej czasu tu spędzałam tym mocniej odczuwałam negatywną atmosferę tego miejsca. Miałam wrażenie, że czasy, kiedy byłam zadowoloną z życia nastolatką już dawno minęły i nie miały więcej powrócić.