Refleksje na temat stałych związków - nie zgadzaj się się z nimi - Damian Grzegorz Nowak - E-Book

Refleksje na temat stałych związków - nie zgadzaj się się z nimi E-Book

Damian Grzegorz Nowak

0,0
4,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Książka stanowi zbiór przemyśleń, swoistych refleksji na temat stałych związków w dzisiejszych czasach. Zwraca uwagę na pewne trudności, które mogą wyniknąc każdym etapie budowania relacji, na początku, w trakcie i na końcu. Próbuje uchwycić w pewne ramy potencjalnie powtarzalne zachowania. W żadnym razie pozycja ta nie może być traktowana jako poradnik, albowiem nie predystynuje od samego początku do takiego miana. Książka ma pobudzać, w duchu „sapere aude” do własnych refleksji. Po każdej myśli może się czytelnik zastanowić, czy się z nią zgadza, odrzuca, albo co by wartało pogłębienia. Każda refleksje jest zakończona pewną propozycją praktyczną i odniesieniem do sceny z danego filmu, aby lepieej zilustrować pewne zagadnienia.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



© Copyright 2021 Damian Grzegorz Nowak

 

Redakcja i korekta: Kinga Dolczewska

 

Okładka: Justyna „Miodunka” Mioduszewska

www.pakamera.pl

 

Ilustracje: Justyna „Miodunka” Mioduszewska

www.pakamera.pl

 

ISBN: 978-83-953846-0-8

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione.

 

Self-publishing: Damian Grzegorz Nowak

 

Konwersja: Epubeum

Przedmowa

Na wstępie pragnę zaznaczyć, że ta książka nie jest poradnikiem dla par lub osób, które zamierzają stworzyć stały związek (ang. long term relationship – LTR). Podtytuł wskazuje przewrotnie, że są w tej pozycji zawarte refleksje, poparte doświadczeniem i obserwacjami otaczającej rzeczywistości, które mają zmuszać do autorefleksji; wejścia w głąb siebie. To jest cel, dla którego ta publikacja powstała. Nie znajdzie się tutaj złotej recepty na stworzenie szczęśliwego stałego związku, bo życia i ludzi nie da się zamknąć we wzory i zaklęcia. Wszystko jest bowiem zbyt nieprzewidywalne, a przez to tak interesujące.

W sieci można się natknąć na demotywator, którego treść przedstawia się następująco: „Spytano parę staruszków, jak wytrzymali ze sobą 50 lat. Odpowiedzieli: urodziliśmy się w czasach, kiedy jak coś się psuło, to się naprawiało, a nie wyrzucało do kosza...”. To jest właśnie główny problem dzisiejszych czasów. Ludzie cierpią na syndrom niekończących się początków. O wiele łatwiej dojść do konstatacji, że nie znajduje się szczęścia w związku, bo z drugą stroną coś jest nie tak lub nie jest dość dobra dla nas, zamiast tak naprawdę wejrzeć w siebie, edukować się, próbować z tym partnerem, dążyć do porozumienia, dotrzeć się i stworzyć stabilny związek na lata. Nowy partner nie oznacza automatycznie lepszego partnera, nie oznacza nawet całkowicie innego, bo wybierający (ang. catcher – „łapacz”) też całkowicie się nie zmienia. Człowiek z natury pożąda pewnych cech fizycznych oraz charakterologicznych i na tej podstawie dokonuje wyboru. Zazwyczaj zatem nowy partner będzie miał tylko inny rozkład wad i zalet, być może korzystniejszy, ale jeśli na etapie międzyzwiązkowym nie przepracuje się odpowiednio tego czasu, nie zastanowi się nad swoimi błędami lub w nowym związku nie będzie się wystarczająco plastycznym, to historia się powtórzy i zmiana partnera nie przyniesie tak naprawdę niczego nowego; zajdą niekończące się początki.

W tym miejscu warto zamknąć oczy i zastanowić się, w jak dużym stopniu nasi poprzedni partnerzy byli podobni do siebie. Oczywiście inny będzie wybór osoby 15-letniej, 20-letniej, 25-letniej, 30-letniej, 40-letniej, 50-letniej czy 70-letniej, jeśli chodzi o partnera, ale śmiem twierdzić, że ludzie, jakkolwiek ulegający przemianom na przestrzeni lat pod wpływem doświadczeń życiowych, wykazują pewną stabilność, jeśli chodzi o dobór partnera pod względem jego wyglądu, pożądanych u niego cech oraz wartości, jakimi się kieruje w życiu. To oczywiście może podlegać fluktuacjom, być może nawet rewolucyjnym, bo ludzi – jak zaznaczono na początku – nie da się zamknąć w ścisłe ramy. Ale tak szczerze odpowiedz sam sobie w tym momencie: jak duże zmiany zaszły w Tobie w ciągu ostatnich lat? Może już na wstępie udało mi się pobudzić Cię do autorefleksji: wyrażającej aprobatę dla przytoczonej myśli lub całkowity wobec niej sprzeciw. Tym lepiej – to może stać się siłą tej książki, przynajmniej taki przyświecał jej cel. Zmusić do myślenia i autorefleksji.

Utrata drugiej osoby wiąże się z potwornym bólem, który najmocniej odczuwają osoby sentymentalne – bo wspólne wspomnienia, które były pielęgnowane, są na zawsze odkładane do lamusa. Z nową osobą nie będzie można się nimi raczyć. Trzeba będzie budować nowe wspólne wspomnienia, wspólną historię – i wierzyć, że tym razem ona się nie skończy.

Dedykuję tę książkę wszystkim kobietom, które pojawiły się na mojej drodze, bo każda wywarła większy lub mniejszy wpływ na powstanie tej pozycji. Dziękuję.

I. Pierwsze kroki

Najpierw należy doprowadzić swoje życie do stanu względnej harmonii, a dopiero potem poszukać harmonijnej dla nas osoby. Trzeba się też nastawić na to, że stały związek to nie Arkadia, ale zazwyczaj orka na ugorze, która szybko zweryfikuje, czy faktycznie byliśmy gotowi na związek czy przeceniliśmy swoje możliwości, nie będąc tak elastyczni i skłonni do kompromisu, jak sądziliśmy.

1. Stan gotowości do związku

Jak rozpoznać, że jest się gotowym na związek? Wbrew pozorom to bardzo łatwe. Jeśli czuje się harmonię z samym sobą, po prostu lubi się siebie, to jest ten moment. To właśnie ta pierwsza chwila, kiedy się czuje, że tak naprawdę nie potrzebuje się drugiej osoby, wyznacza stan gotowości na związek. Najpierw należy doprowadzić siebie i swoje życie do stanu, w którym nie ma poczucia lęku, złości czy frustracji. Jeśli umie się spędzać czas z samym sobą, docenia się takie chwile, to można wyrażać przekonanie, że gdzieś tam na świecie jest osoba, która też doceni czas z nami. Skoro my umiemy ze sobą wytrzymać, to druga osoba też będzie umiała. Okres między jednym a drugim związkiem to właśnie czas w pełni na siebie i na to, aby uporządkować swoje życie. Natomiast nowy związek okaże się próbą, czy ta sztuka faktycznie nam się udała. Związek niczego nie naprawi. Związek tylko wyostrzy braki. Im mniej tych braków będzie, tym większe prawdopodobieństwo sukcesu. Dlatego tak ważna jest nieustanna praca nad sobą i nad minimalizowaniem swoich wad oraz wyostrzaniem zalet. Łatwo być miłym, spokojnym i uśmiechniętym, jeśli jest się zdrowym i na odpowiednim poziomie materialnym. Ale o jedno i drugie można oraz warto zadbać, bo to będzie wpływało na nasze samopoczucie, które mocno potrafi się odbijać na relacjach z drugim człowiekiem. Nie raz zapewne zastanawialiśmy się, dlaczego tak gwałtownie zachowaliśmy się wobec jakiejś osoby, dochodząc do wniosku, że można było spokojnie porozmawiać i przedstawić swoje racje. To wszystko jest wyznacznikiem punktu, w którym znajdujemy się w danym momencie. Jeśli nie jesteśmy zadowoleni z miejsca, w którym obecnie przebywamy, to z drugą osobą będziemy w dalszym ciągu niezadowoleni. Każdy jest kowalem własnego losu i nie można oczekiwać od drugiej strony, że okaże się rycerzem na białym koniu albo dobrą wróżką, która uporządkuje i zbawi nasze życie. To my za nie odpowiadamy i powinniśmy zapraszać do niego nową osobę wtedy, gdy jest ono uporządkowane. Dużo lepiej czuje się gospodarz wprowadzający gościa do zadbanego, posprzątanego mieszkania niż pan domu, któremu wstyd za bałagan, jaki go otacza.

Kiedy ma się uporządkowane życie, to człowiek staje się dojrzalszy w swoim wyborze: wie, kogo szuka, jaki rozkład wad i zalet mu odpowiada, a przede wszystkim jest nastawiony na długie zgłębianie tego rozkładu.

Często jednak pożąda się związku, sądząc, że okaże się on lekiem na całe zło. Wtedy wybór nie jest dojrzały, ale podszyty desperacją, która finalnie zaprowadzi do piekła rozstania i tylko pogłębi wszystkie trudności.

Można pójść na skróty i trafić na manowce, a można pójść dłuższą drogą i zwiększyć prawdopodobieństwo odnalezienia prawdziwej miłości i stworzenia harmonijnego związku.

Propozycja: zastanów się, jakie czujesz niedostatki i jak je możesz uzupełnić oraz oszacuj, jak bardzo negatywnie wpływają na twoje samopoczucie. Jeśli uznasz, że nie masz większych braków, tryskasz energią i dobrym humorem, to wtedy możesz wyjść na rynek matrymonialny.

Użyteczne sceny: finałowa scena z filmu pod tytułem I że cię nie opuszczę (The Vow, 2012) pokazuje, że najpierw trzeba odnaleźć siebie, a dopiero potem otworzyć się na tę cudowną, wielką i niezgłębioną miłość. Warto też zwrócić uwagę na scenę w filmie Cudowne tu i teraz (The Spectacular Now, 2013), kiedy główny bohater w końcu obnaża siebie, pisząc pełne szczerości podanie do uczelni, a po nim ruszając w drogę po utraconą miłość.

2. Najpierw bądź najlepszym partnerem dla siebie

W Perfect Opposites (Idealnie niedobrana para), filmie z 2004 roku, pada wiele ważnych kwestii, a jedna z nich brzmi tak: „Ten banał, który wchodzi jednym uchem, a wypada drugim, to prawda”. Jednym z truizmów ludzkości jest to, że aby pokochać kogoś, należy pokochać najpierw siebie. Jednak bez ciągu dalszego to tylko wzniosła myśl albo co najwyżej wskazówka w poplątanym przez los i ludzi świecie. Przede wszystkim trzeba się odnosić do siebie z szacunkiem i z dystansem. W monologu wewnętrznym nie biczować się, nie zgrywać chojraka, ale patrzeć na siebie takim, jakim się jest, akceptując swoje wady. Przede wszystkim jednak należy w rozmowie ze sobą akcentować swoje zalety i namiętnie wspominać sukcesy. Natomiast gdy się pojawią negatywne myśli, wspomnienia porażek, to należy zastosować cytat z filmu pod tytułem Dziewczyna mojego kumpla (My Best Friend’s Girl, 2008): „I’m not superman, I am just a man” (odpowiednio: „I’m not superwoman, I am just a woman”). Nieraz też wypada poklepać się po ramieniu i uśmiechnąć się do siebie tak po prostu, pocieszyć się, powiedzieć, że będzie dobrze, będzie lepiej. To pielęgnowanie życzliwości do osoby, z którą przebywamy 24 godziny na dobę. To krok do tego, aby być życzliwym wobec tej drugiej strony, kiedy się już w końcu pojawi. Należy być dla siebie takim partnerem, jakim chce się być dla wymarzonej drugiej połówki i jakim ta połówka powinna być dla nas. Trzeba też wprowadzić do swojego dziennego rytmu bombardowanie się dobrymi emocjami: czytać memy, żarty, mądre cytaty, motywacyjne teksty, dużo się śmiać, słuchać odgłosów natury i prowadzić dzienniczek – może być w formie aplikacji na komórkę – gdzie będzie się wpisywało proste, acz pozytywne rzeczy dnia codziennego, np. zrobienie treningu, posprzątanie pokoju, podlanie kwiatków czy udzielenie pomocy przechodniowi itd. To bombardowanie dobrymi informacjami wpłynie pozytywnie na nasz stan ducha i też sprawi, że nie będziemy patrzeć na potencjalną kandydatkę/kandydata jak na rycerza na białym koniu, tylko jak na człowieka z wadami i zaletami oraz bagażem złych i dobrych doświadczeń, które postaramy się zaakceptować. Aby stworzyć wartościowy związek, należy zacząć od uporządkowania swojego życia, przede wszystkim wprowadzić do niego powiew radości i dobrego oraz budującego spokoju. Ta żmudna praca u podstaw zaprocentuje, gdy pojawi się właściwa osoba i sprawi, że wykorzystamy szansę na szczęśliwy związek z nią na 100%, bo na długo przed nią zaczniemy się przygotowywać na jej przyjście. Gdy zaś się pojawi, nie powiemy: „witaj, wybawicielu/wybawicielko z okowów tego świata, w końcu wprowadzisz tchnienie do mojego pustego życia”, tylko: „cieszę się, że jesteś, postaram się zaakceptować ciebie, może stworzymy coś fajnego, czas pokaże, bez ciśnienia, luz”.

Propozycja: uśmiechnij się, klepnij się w ramię i powiedz: jestem fajny/a – w myślach lub na głos, jeśli tak wolisz.

Użyteczny wątek: w hinduskim filmie pod tytułem Kabir Singh (2019) warta uwagi jest relacja pomiędzy głównym bohaterem a jego najlepszym przyjacielem. Takimi właśnie ludźmi powinniśmy się otaczać i postawić sobie za cel znalezienie takiego przyjaciela, bo on pomoże nam zawsze, a zwłaszcza podczas rozterek miłosnych.

3. Najpierw zaopiekuj się sobą

Wchodząc w związek, musimy mieć świadomość, że przyjdzie nam zaopiekować się drugą osobą. Na początek jednak zadajmy sobie pytanie: czy my w ogóle umiemy sami o siebie zadbać? Troszczyć o siebie należy się w co najmniej kilku aspektach, dbając o zdrowie, poczucie humoru, a także panując nad swoim stresem i czasem. Tylko opanowując te aspekty życia na odpowiednim poziomie, będziemy mogli uznać, że jesteśmy na właściwym etapie, aby zaopiekować się drugim człowiekiem. W innym przypadku będziemy przerzucać te aspekty życia na drugą osobę i od niej wymagać zasklepienia naszych braków. Zdrowie jest jednym z najważniejszych dóbr w życiu człowieka i jest ono warunkiem sine qua non, aby móc zrobić cokolwiek. Jeśli nas coś boli, coś nam dolega, to automatycznie spada nasza wytrzymałość. Dlatego tak ważna jest aktywność fizyczna, która po wejściu w związek nie powinna spadać, ale należy w nią wciągnąć drugą osobę – wszak razem raźniej. Suplementacja także jest istotna, zwłaszcza od pewnego wieku. Poczucie humoru to kolejny punkt do odhaczenia. Każdy z nas chce rozweselać drugą osobę, ale najpierw musi nauczyć się rozśmieszać sam siebie. Jeśli nie będziemy umieli panować nad swoim stresem, to może dojść do tego, że wyładujemy się na bliskich. Będziemy ich traktować jak worek treningowy, który nam nigdy nie odda. Nie taka jest ich rola. Trzeba nauczyć się tonować swoje myśli poprzez medytację, wzmożony wysiłek fizyczny albo odmóżdżenie (rozrywka we własnym zakresie), gdy pracujemy fizycznie lub „domóżdżanie” (edukacja we własnym zakresie), gdy pracujemy naukowo. Ostatnia rzecz, niezwykle ważna, to czas, bo druga osoba siłą rzeczy będzie oczekiwała, że będziemy jej go poświęcać. Jeśli nie mamy go przed związkiem, to nagle go nie wyczarujemy. Dlatego jeszcze przed wejściem w relację należy się zastanowić, jak wygospodarować więcej czasu, co można robić szybciej, lepiej, efektywniej, i opanować sztukę planowania oraz wcielania planów w życie. Następnie zaś zastanowić się, ile czasu można tej osobie poświęcić godzinowo albo w ciągu tygodnia, po czym szukać osoby, która będzie się mogła do tego kryterium czasowego dopasować. Zrobienie porządku w swoim życiu i przygotowanie miejsca dla nowego człowieka to ważny krok do dobrego początku relacji. To jak wylanie fundamentów pod nowy dom.

Propozycja: rutyna zabija chęć do życia, ale to nowe rzeczy, wyzwania wyzwalają w nas nowe pokłady energii. Warto być jak najbardziej aktywnym: uczyć się nowych rzeczy, odwiedzać nowe miejsca itd. Wzbogacanie doświadczenia życiowego pod każdym kątem sprawi, że będziemy szczęśliwsi i bardziej obyci w świecie, a przez to bardziej interesujący, czyli atrakcyjniejsi.

Użyteczna scena: wfilmie pod tytułem Szczęściarz (The Lucky One, 2012) jest ładna scena na ganku, kiedy Logan próbuje wytłumaczyć, skąd się w ogóle wziął w życiu Beth. Najpierw musimy zrozumieć siebie, coś, aby potem móc wyjaśnić coś komuś innemu.

4. Oczyszczenie się z traum – gotowość do związku

Aby wejść w nowy związek i faktycznie mieć tabula rasa, należy najpierw odpowiedzieć sobie, czy jest się zdecydowanym/ą na bycie z drugim człowiekiem, zdając sobie sprawę, że to nie będzie sielanka i droga usłana różami, tylko ciągłe staranie się, chodzenie na kompromisy i adaptowanie się do zupełnie nowych sytuacji oraz osób. Należy się też zastanowić, jaka wizja związku nas interesuje: przechodni czy do grobowej deski; jak dużo czasu chcemy spędzać z tą osobą, jak ma wyglądać nasz kontakt – czy to będą tylko spotkania czy kontakt telefoniczny, SMS-owy, na Messengerze. Na razie należy się skupić na swojej wizji związku i własnych potrzebach, a następnie znaleźć człowieka, który będzie do nich przystawał albo będzie mu się chciało zaadaptowań do zmian i będzie gotowy na odstępstwa od swojego punktu widzenia. Dodatkowo jeszcze należy być w zgodzie ze sobą, przepracować poprzedni związek, zrozumieć, co poszło nie tak, a co grało, co ssało, a co żarło – i zamknąć definitywnie ten rozdział. Należy też się przypatrzeć, czy z dziecięcych lat nie wyniosło się traumy – pijaństwa, niedopasowania rodziców, trwania rodziców w małżeństwie mimo ciągłego widma rozwodu, zdrady rodziców itd. Należy też zwrócić uwagę, czy w poprzednim związku nie doszło do traumatycznych przeżyć – zdrada, przemoc, oszustwo. Jeśli tak, to należy udać się do specjalisty, bo jest wysokie prawdopodobieństwo, że dojdzie do przerzucenia tego wszystkiego na nowego partnera, który bez specjalistycznej wiedzy, autorytetu, dystansu z takim negatywnym ładunkiem życiowym sobie nie poradzi i związek z nawet najfajniejszą osobą nie przetrwa.

Propozycja: najpierw odnajdź harmonię z samym sobą, a następnie znajdź człowieka, który tej harmonii nie zburzy.

Użyteczne wątki: wgłośnych filmach, tj. After, 2019 i After 2, 2021, oraz każdej z części 50 twarzy Greya (Fifty Shades of Grey) możemy dostrzec, że główni bohaterzy mają nieprzepracowane traumy i to one utrudniają zawiązanie zdrowej relacji.

5. Bycie autentycznym

Na początku związku niewątpliwie jest się sobą, być może nawet najlepszą wersją siebie, nie zdradzając przy tym zbyt wielu swoich wad, a jednocześnie dając się poznać z jak najlepszej strony. Jednak w czasie związku trzeba chodzić na kompromisy, docierać się. Może pojawić się strach przed końcem, a to wszystko łącznie może spowodować, że zatracimy siebie, swoją autentyczność. Zaczniemy zachowywać się zupełnie inaczej niż na początku, i to na tyle inaczej, że byśmy w życiu się o takie zachowanie nawet nie podejrzewali. Często dopada nas syndrom bycia zbyt miłym. Przejawia się to zbytnią uległością i brakiem stawiania granic. Człowiek zbyt miły ma zawsze czas dla drugiej strony, bo boi się odmówić spotkania, czy to z poczucia obowiązku czy też z tego, że może to być odebrane jako afront albo znak lekceważenia drugiej osoby. Taki człowiek ma coraz mniej czasu dla siebie i przestaje się rozwijać. Te zjawiska są ze sobą sprzężone. Brak samorozwoju powoduje spadek atrakcyjności. Osoba zbyt miła to wyczuwa, ale ze strachu jeszcze bardziej nadskakuje swojemu obiektowi westchnień i ma jeszcze mniej czasu, sił oraz energii na rozwijanie siebie. Paradoksalnie mimo nadskakiwania atrakcyjność takiego kogoś spada z prędkością światła. Nikt nie chce być z osobą, która zawsze mówi nie, ale nikt też nie chce osoby, która nie ma własnego zdania i na wszystko się zgadza. Taki ktoś nie ma czasu nie tylko na swoje pasje, hobby, zajęcia dodatkowe, ale też odcina się od znajomych. Pierwszym symptomem odcięcia jest monotematyczność, czyli mówienie tylko o życiu związkowym. Kolejnym zaś – unikanie swoich znajomych i wtłaczanie się w krąg znajomych partnera/ki. Popełnia się tym samym kolejny błąd, bo nie dochodzi w życiu do swobodnego przepływu informacji z otoczeniem. Za to centrum przepływu informacji staje się druga strona, która coraz mocniej odczuwa asymetrię w relacji, bo tylko ona dostarcza nowych bodźców informacyjnych, czyli potrafi wnosić do związku nowe tematy, natomiast osoba zbyt miła chłonie je całą sobą. Człowiek zbyt miły kieruje się swoistą logiką. Skoro ja jestem osobą tak miłą, tak dobrą, tak zgodną, to z pewnością staję się wymarzonym partnerem, którym druga strona się szczyci. W ogóle nie zauważa, że w tym chorym dążeniu do ideału i byciu zbyt dobrym, bliskim świętości, zatracił swoją autentyczność.

Druga strona nawet podświadomie wyczuwa taką zmianę. W takiej sytuacji coraz częściej zaczyna nas sprawdzać i próbuje zrywać kolejne maski, aby zobaczyć, czy potrafimy być z nią prawdziwi, czy mamy na to odwagę – czy jedynie zrobimy wszystko, byle tylko być z tą osobą, pójdziemy na każdy kompromis. Zazwyczaj w takim wypadku odrzucimy godność i wyzbędziemy się całego swojego jestestwa, aby tylko pozostać w związku, nie uświadamiając sobie, że to nie jesteśmy już my. Nasz obiekt westchnień się odsuwa. My natomiast popadamy we frustrację, w tym byciu zbyt miłym dochodzimy do swoistej ściany i pojawia się roszczeniowa, pełna goryczy myśl: „tak dużo w to wszystko wkładam, a tak mało otrzymuję w zamian”.

Finalnie partner/ka kończy związek i kieruje w stronę osoby zbyt miłej z pozoru nielogiczny zarzut: nie jesteś już tym kimś z początku relacji. Na to oczywiście pada odparcie zarzutu, w zazwyczaj dramatycznym, pełnym szlochu tonie, że przecież tak dużo złożyłem na ołtarzu tego związku. Pozostaje jednak w tym wszystkim jeden problem: nikt takiej ofiary nie wymagał. W dążeniu do bycia najlepszą wersją siebie kryje się tak naprawdę chora ambicja, która obróci wszystko wniwecz wcześniej czy później. Zdecydowanie lepiej postawić na siebie i wyjść z założenia: „bierz albo spadaj, na to ci pozwalam”. Albo nasz rozkład wad i zalet będzie dla drugiej strony akceptowalny, albo nie. Natomiast powinniśmy zawsze realnie przedstawić ten rozkład, a nie ukrywać go za niezliczoną ilością masek. Po prostu należy pokazać się obiektowi westchnień w pełnej krasie, bez zawstydzenia sobą, i w żadnej mierze nie tuszować swoich wad, bo druga strona albo je zaakceptuje, albo odrzuci.

Chęć bycia z innym człowiekiem to ważka potrzeba życiowa, aczkolwiek ważniejsze jest, aby zawsze być sobą – nawet za cenę utraty relacji. Asertywność w związku jest trudna i w dłuższym odcinku czasu coraz cięższa, ale warto powiedzieć po prostu: „nie pasuje mi to, nie jest człowiekiem, który na wszystko się zgadza”. Nie warto poświęcać własnego ja dla drugiej strony, bo ona nie chce być z przebierańcem, tylko z kimś prawdziwym, autentycznym i spójnym, kto wprost wyraża swoje stanowisko i nie wstydzi się swoich wad, nie zgrywając ideału.

Propozycja: kompromisy w związku są bardzo ważne, ale jeśli jakiegoś konsensusu się nie czuje, to nie należy się na niego w żadnym razie zgadzać, bo przeistoczy się on w dyktat powodowany strachem, a nie faktyczny przejaw dążenia do zgody. Należy mówić drugiemu człowiekowi „nie”. W tym względzie można nawet wspólnie prowadzić zeszyt, w którym będzie się spisywało odmowy z oznaczeniem, że są one wiekuiste albo tylko czasowe. Słowo „nie” w żadnej mierze nie oznacza odtrącenia całego człowieka, tylko jego pewnej inicjatywy, na którą nie ma przyzwolenia w ogóle albo jest po prostu zbyt wcześnie.

Użyteczny wątek: cały wątek Tanka w filmie Dziewczyna mojego kumpla (My Best Friend’s Girl, 2008) w tym względzie jest interesujący, albowiem bohater przybiera niezliczone maski, ukrywając prawdziwego siebie.

6. Postawa „bierz albo spadaj”

Przypomnijmy sobie baśń braci Grimm o Kopciuszku, w której to książę próbuje odszukać wybrankę serca bez baczenia na jej pochodzenie. Oczywiście w grę wchodzi zgubiony pantofelek, jednak gdyby go sprowadzić tylko do roli rekwizytu, to można by spojrzeć na tę baśń zupełnie inaczej. Albowiem w całej tej opowieści jest jeden interesujący szczegół, który można przełożyć na początek relacji damsko-męskich. Gdy królewski sługa zjawia się z pantofelkiem w domu Kopciuszka, to macocha robi, co może, by naciągnąć bucik na stopę którejś ze swoich złych córek, natomiast ów sługa zauważa dziewczynę, która stoi z boku i nie wykazuje żadnego zainteresowania tym wszystkim, i prosi ją o jego przymierzenie. Mimo że była usmolona, niewyrychtowana, to zwróciła swoją postawą uwagę królewskiego sługi. Nie zlekceważył dziewczyny pomimo niepochlebnej opinii wystawionej przez macochę, że jest nieładna i bezrozumna. To właśnie ludzie, którzy się nie naprzykrzają drugiej osobie, mogą zdobyć jej prawdziwe zainteresowanie.

Jeśli mamy komuś spasować, to po prostu spasujemy. Nie możemy być namolni i zabiegać o czyjeś zainteresowanie, bo ono musi powstać samoistnie i nie mamy na to żadnego wpływu. Właśnie nadskakiwaniem, próbą przekonywania kogoś do siebie zabijamy jakiekolwiek zainteresowanie. Nie ma lepszej postawy na początek znajomości niż stać jak grecka rzeźba i wychodzić z założenia: bierz albo spadaj. Dlatego na randkach nie ma się co przejmować, co wypada lub nie wypada, ale być od początku do końca sobą, mając na uwadze swoje wady i zalety, ale pokazując swoją postawą, że się je akceptuje. To właśnie takie spętanie siebie, aby dobrze wypaść, jest prostą drogą do nieudanej randki, bo zamiast się rozluźnić, próbujemy się komuś przypodobać. Analizujemy też jak w jakiejś partii szachów, co się tej osobie spodoba albo nie spodoba, zamiast pozwolić się jej spokojnie poznać. Ten obstukany truizm ludzkości, żeby być sobą, jest jak najbardziej prawdziwy. Albo ktoś nas zaakceptuje takimi, jakimi jesteśmy, albo nie, a wtedy niech spada, bo to jest pewne jak słońce na niebie, że w końcu spotkamy osobę, która nas pokocha za, to jacy jesteśmy.

Propozycja: czasem warto zaryzykować i zamiast pokazywać się z jak najgorszej strony, wypisać swoje braki, niedoskonałości i wyzbyć się wstydu. Jeśli druga osoba przyjmie nas z naszymi brakami i niedomaganiami, to warto na nią postawić, a jeśli się przestraszy, to należy uszanować, że ją one przerosły i może inna osoba się nie przestraszy, a nawet spróbuje część z nich zasklepić.

Użyteczny wątek: warto przywołać film pod tytułem Heartbreaker. Licencja na uwodzenie (L'Arnacoeur, 2010), skupiając się na scenach, jak główny bohater zbiera informację, aby przypodobać się kolejnym kobietom, nie pokazując prawdziwego siebie – do czasu.

7. Czyste złoto

Każdy z nas powinien patrzeć na siebie jak na czyste złoto i tak należy o sobie myśleć, skupiając się na swoich dobrych stronach i poprawiając, na ile to możliwe, te złe, finalnie akceptując swoje braki nie do wytrzebienia. Do ideału należy dążyć, ale ideały w gruncie rzeczy są nudne. Nawet złoto nie każdemu się podoba i trzeba spokojnie czekać na konesera, który doceni nas takich, jakimi jesteśmy, lubiąc nas do granic niemożliwości. Nikt nie może o nas myśleć ani tak dobrze, ani tak źle, jak my sami. To wybudowanie wewnętrznego stanu zdrowego samouwielbienia, traktowania siebie jak czyste złoto, które trzeba czasem co najwyżej przetrzeć, jest drogą do szczęścia. W przeciwnym razie będziemy szukać u drugiej strony nie tyle akceptacji, co zasklepienia naszych braków. Druga osoba natomiast nie powinna nas dowartościowywać, tylko szanować. Inaczej będziemy ją traktować nie jak partnera, tylko jak tratwę ratunkową, która ma pomóc nam przemierzać życie. Takie nastawienie może doprowadzić do uzależnienia i finalnie do toksyczności, bo albo my będziemy zbyt łatwi w nowej relacji i nie będziemy wyznaczać granic, albo trafimy na osobę, która będzie sobie z nami pogrywała, czując, że ma nad nami władzę, której będzie nadużywać.

Propozycja: aby dojść do stanu harmonii ze sobą, należy dbać o swój spokój – zwalczać overthinking, medytować, iść przez park, chłonąc naturę bez analizowania i oceniania czegokolwiek, otaczać się przyjaznymi osobami, uczyć się dowcipów i opowiadać je innym ludziom, przeglądać demotywatory i postawić na to, by być człowiekiem czynu, a nie słowa, bo każdy powiedzieć może wszystko, ale przekuć zamierzenia w czyn potrafi niewiele osób i miło należeć do takiego elitarnego grona, spoglądając później na plony swoich działań.

Użyteczna scena filmowa: scena kuchenna z filmu pod tytułem Idealnie niedobrana para (Perfect Opposites, 2004), gdzie sąsiadka wyjaśnia Julii, że nikt nie lubi łatwizny i należy się samemu szanować, jest warta uwagi.

8. Pietyzm: coś więcej niż szacunek

Najgorzej zachowujemy się wobec bliskich nam osób, bo wiemy, że to wytrzymają. Z punktu widzenia logiki ta myśl wydaje się całkowicie pozbawiona sensu. Natomiast bazując na doświadczeniu życiowym, jest brutalnie prawdziwa. Zwłaszcza jeśli dotrze do nas, że nikt tak nie potrafi wcisnąć guzika („push on button”) lub nadepnąć nam na stopę, jak bliska osoba, bo nawet mimowolnie wie, co potrafi nas momentalnie wyprowadzić z równowagi. Tylko to, czy ktoś wyprowadzi nas z równowagi czy nie, zależy wyłącznie od nas. To, czy okazujemy komuś szacunek, też zależy wyłącznie od nas. Natomiast paradoksalnie szacunek najłatwiej okazuje się osobom postronnym, bo nie znamy ich reakcji, nie wiemy tym samym, jak się zachowują, co nam grozi. Jesteśmy wobec nich niepewni – w przeciwieństwie do osób nam bliskich, gdzie występujemy w roli arogantów, którzy pozjadali wszystkie rozumy i pozwalają sobie na stanowczo za dużo. Gdyby zachowywać się w stosunku do osób postronnych tak, jak wobec bliskich, to czasem skutki mogłyby być opłakane. Wyobraźmy sobie, że szef nas zirytował i wydzieramy się na niego. Jaka jest szansa, że w 5 sekund wylecimy z pracy? Ogromna. Jakie jest prawdopodobieństwo, że w tożsamej sytuacji członek rodziny, partner/ka wytrzyma i nas nie zostawi? Też znaczne.

W stosunku do osób, z którymi jesteśmy w bliskich relacjach, szacunek to za mało. Należy ich traktować wręcz z pietyzmem, czyli odnosić się do nich najlepiej, jak się tylko da. Jeśli szanujemy osoby postronne, to bliskich powinniśmy szanować dziesięć razy bardziej. Jeśli liczymy się ze zdaniem szefa, to ze zdaniem partnera/ki pasuje liczyć się dziesięć razy mocniej itd. Im bardziej bliscy nas denerwują, tym powinniśmy być dla nich milsi i wyrozumialsi. Patrząc na nich, nawet w kłótni powinniśmy widzieć w nich ludzi, z którymi stale przebywamy, którzy mieli i nadal mają wkład w nasze życie i którym wiele zawdzięczamy. Bądźmy wdzięczni, że zawsze mamy do kogo otworzyć buzię, bo nie musimy czuć się samotni, bo łączą nas wspólne przeżycia i wspomnienia. Bo z nimi możemy przeżywać nie tylko przeszłość, ale również teraźniejszość, a także spoglądać wspólnie w przyszłość. To spektrum należy mieć zawsze w głowie. Jeśli go zabraknie, to nad grobami bliskich będziemy żałować, że zmarnowaliśmy czas na walkę z nimi. Odnosząc tę refleksję do eks, należy zauważyć, że być może odeszli od nas, bo nasz poziom pietyzmu był zbyt niski albo co gorsza żaden. To nie oznacza, że mamy być święci wobec nich, bo jesteśmy tylko ludźmi. Jednak zawsze powinniśmy podążać za naszym kompasem moralnym. Inaczej zostaniemy opuszczeni i sami.

Propozycja nr 1: jeśli się kłócisz z bliską osobą, to w trakcie sporu przypomnij sobie jakąś miłą chwilę, spróbuj zrobić w myślach odskok.

Propozycja nr 2: im bardziej jesteś zdenerwowany, tym częściej używaj zwrotów miękkich, które w ogóle nie kojarzą się ze stanem poirytowania. Na przykład można użyć przymiotnika utworzonego od czasownika „kochać”: „kochana mamo”, „kochany tato” albo użyć formy „ukochany/a”. Można też zwracać się do bliskiej osoby po imieniu, zdrabniając je. Łatwo jest mówić do ludzi w piękny sposób, kiedy zachowują się po naszej myśli. W przeciwnym wypadku to sztuka – trudna sztuka, ale do opanowania.

Użyteczne sceny: każda scena na linii John i jego ojciec w filmie pod tytułem Wciąż ją kocham (Dear John, 2010) jest dobrym podsumowaniem tego wpisu. Majstersztyk to scena pożegnalna w szpitalu, jak również sekwencja tuż po niej.

9. Przełamywanie schematów

Z wiekiem tworzymy w życiu uczuciowym masę schematów zachowań. Duża część jest pozytywna. Natomiast większość jest negatywna i ma niszczącą moc. Jeśli w sytuacji, w której poczujemy się niekomfortowo, zastanowimy się, jak zachowaliśmy się poprzednio w podobnej sytuacji i odtworzymy sobie proces naszego zachowania i jego efektu, to dojdziemy do odpowiedzi, czy ten schemat zachowania był pozytywny czy negatywny. Jeśli nasze zachowanie przyniosło negatywny efekt, to jest jasne, że nie należy tego schematu powtarzać, tylko należy go przełamać, zachowując się całkowicie inaczej. Zazwyczaj przełamaniem schematu będzie już nierobienie niczego, bo to jest najtrudniejsze. Często nie radzimy sobie z naszymi uczuciami i tę bezradność uczuciową przerzucamy na drugą stronę, obarczając ją winą za nasz bezład, zamiast samemu pozbierać myśli, uspokoić się i odskoczyć. Często lepiej wyjść na spacer, pobić się z myślami, ułożyć sobie je w całość niż chwytać za przysłowiową słuchawkę i cały ten nieułożony potok myśli związanych z uczuciami wyrzucić w eter drugiej osobie. W taki sposób często żądamy od partnera/partnerki, aby się wcielał w rolę prywatnego psychologa, zamiast spróbować samemu dążyć do harmonii. Zamiast od razu najeżać się na jakąś informację, warto poprosić o czas na przemyślenie, a nawet inaczej: dać go sobie samemu, pozwolić sobie na taki komfort. Spróbować przetrawić tę informację, nie ogniskując się wokół niej, ale mieszając ją z czasem z innymi, tak że usłyszane słowa stracą na doniosłości i staną się zwykłą informacją. Często złym schematem naszego zachowania jest pochopność w działaniu. Działanie pod wpływem emocji, zwłaszcza negatywnych, może przynieść opłakane skutki. Obserwowanie swoich schematów zachowań, przełamywanie ich to droga to szczęśliwego związku. Odwrotnością jest podążanie za nimi, mnożenie ich, bo to doprowadzi do tego co wcześniej, czyli rozwalenia relacji – i to raz na zawsze.

Propozycja: wypisz na kartce swoje schematy złych zachowań i zastanów się, jakby można było zachować się inaczej.

Użyteczny wątek: cały film pod tytułem Nietykalni (Intouchables, 2011) stanowi pokaz przełamywania schematów i tego, jaką można czerpać z tego radość.

10. Wymogi minimalne

Jeśliby porównać życie do gry, to trzeba zdać sobie sprawę, że każda gra ma minimalne wymagania. Nim udamy się na poszukiwanie drugiej połówki, to trzeba zadać sobie pytanie, jakie są nasze minimalne wymagania co do tej wymarzonej osoby. Warto sobie, chociażby w głowie, rozpisać, tworząc cztery ćwiartki – uroda, charakter, wartości, zachowania. Uroda jest czynnikiem najłatwiejszym do zgeneralizowania, bo to dostrzegamy w pierwszych sekundach i możemy od razu poczynić kwalifikację, czy osoba nam się podoba fizycznie czy też nie albo jest w naszym typie. Z charakterem, wartościami i zachowaniami jest znacznie ciężej. To wychodzi z czasem, ale warto się zastanowić, co jest dla nas ważne, a co nie jest nawet istotne, aby zobaczyć, jak bardzo jesteśmy elastyczni. Poznanie własnych preferencji jest istotne, ale potrafi krępować nasze wybory, jeżeli będziemy się do nich ograniczać.

Czasem nieoczywiste wybory są najlepsze. Może dziewczyna nie ma niebieskich oczu lub chłopak nie ma 190 cm wzrostu i nawet może nie powalać urodą, ale przy bliższym poznaniu czasem okazuje się, że osoba, którą na pierwszy rzut oka byśmy odtrącili, zyskuje w nich. Zachodzi stan odmienny od standardowego, gdzie osoba, która wydaje się w naszym typie i w pełni kompatybilna, traci na wartości. Nie ma nic złego w posiadaniu pewnych standardów, ale nie można się do nich ograniczać, bo uczucia i więzi nie rodzą się w związku z tym, że ktoś wpisuje się w nasze wymagania, tylko z tego, jak na nas działa. A tu już logika zanika, a wdzierają się emocje i życie, które lubi być niepoukładane, a my chcemy układać je od linijki, tracąc możliwość przekonania się, że niestandardowa dla nas osoba może nam dać niezwykły powiew świeżości.