Renegat. Księżyc. - J.N. Chaney - E-Book

Renegat. Księżyc. E-Book

J.N. Chaney

0,0

Beschreibung

Renegat nigdy się nie poddaje. Po tym jak udało im się umknąć zarówno Unii, jak i Imperium Sarkonijskiemu, Jace i jego załoga lecą dalej na poszukiwanie Ziemi. Jace wierzy, że z pomocą Tytana, ich nowej bazy operacyjnej, może się to udać. To znaczy jeśli okażą się szybsi niż dwie depczące im po piętach armie i jeśli jakimś cudem przeżyją w galaktyce, która pragnie ich śmierci. Nie można tego nazwać bułką z masłem. Nikt jednak nie mówił, że bycie Renegatem jest łatwe. Jeśli jesteś fanem Firefly, Battlestar Galactica czy Przebudzenia lewiatana, pokochasz ten epicki thriller z nurtu opery kosmicznej.

Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:

Android
iOS
von Legimi
zertifizierten E-Readern
Kindle™-E-Readern
(für ausgewählte Pakete)

Seitenzahl: 166

Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:

Android
iOS
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



J.N. Chaney

Renegat. Księżyc. Tom 3 

Tłumaczenie Monika Wiśniewska

Renegat. Księżyc. Tom 3 

 

Tłumaczenie Monika Wiśniewska

 

Tytuł oryginału Renegade Moon

 

Język oryginału angielski

 

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Copyright © 2017, 2022 J.N. Chaney i SAGA Egmont

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

 

ISBN: 9781039460577 

 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

 

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

 

www.podiumaudio.com

OPIS KSIĄŻKI

Renegat. Księżyc

Seria Renegat, część 3 

 

Renegat nigdy się nie poddaje.

Po tym jak udało im się umknąć zarówno Unii, jak i Imperium Sarkonijskiemu, Jace i jego załoga lecą dalej na poszukiwanie Ziemi. Jace wierzy, że z pomocą Tytana, ich nowej bazy operacyjnej, może się to udać.

To znaczy jeśli okażą się szybsi niż dwie depczące im po piętach armie i jeśli jakimś cudem przeżyją w galaktyce, która pragnie ich śmierci. Nie można tego nazwać bułką z masłem.

Nikt jednak nie mówił, że bycie Renegatem jest łatwe.

 

Jeśli jesteś fanem Firefly, Battlestar Galactica czy Przebudzenia lewiatana, pokochasz ten epicki thriller z nurtu opery kosmicznej.

Dla Dustina.

Dziękuję Ci za wszystkie nocne sesje gamingowe.

–– Na pewno dasz sobie radę? – zapytałem, stojąc z kijem treningowym w ręce na środku dużego pomieszczenia.

Abigail dziwnie na mnie spojrzała, jakbym był szalony, sądząc, że wygram z nią w tej walce jeden na jednego.

–– Nie pamiętasz już, że to ja cię tu zaprosiłam? – rzuciła, obracając kij w ręce.

–– Chciałem być jedynie uprzejmy, więc nie martw się o mnie, siostro. – Moim słowom towarzyszył wymowny uśmieszek.

Uniosła brew.

– Wiesz przecież, że nie jestem już mniszką.

– Mniszką jest się na zawsze – stwierdziłem, kiedy uniosła swój kij, a na drugim końcu błysnęła mała iskra. Używaliśmy broni będącej pod napięciem, aby przetestować siłę tarczy. To bezpieczniejsza, aczkolwiek wcale nie pozbawiona ryzyka alternatywa strzelaniny.

Abigail ugięła nogi w kolanach, przybierając odpowiednią pozycję, po czym lekko kiwnęła głową.

Wyszczerzyłem się.

– No dobra – rzuciłem i pstryknąłem włącznik mojego kija. Z końcówki posypały się iskry.

Ruszyłem do przodu i obróciłem kij tak, by skierować atak na jej nogi.

Zablokowała go, odepchnęła własną bronią, następnie obróciła się i uderzyła mnie w ramię.

– Tarcza dziewięćdziesiąt osiem procent – powiedział głos w moim uchu. Należał do Atheny, kognitywnego programu zarządzającego Tytanem, na pokładzie którego obecnie przebywaliśmy.

– Cholera – mruknąłem, dostrzegając niebieską poświatę otaczającej mnie tarczy.

– Wygląda na to, że tarcza działa – oceniła Abigail. Ponownie ruszyła w moją stronę i skierowała kij w stronę mojej klatki piersiowej.

Odparłem atak, ale ledwo ledwo – iskry od tarczy dzieliły zaledwie centymetry. Wykorzystując fakt, że Abigail straciła równowagę, zadałem kolejny cios.

Uchyliła się, lecz nie dałem jej czasu na to, aby mogła wrócić. Ponownie się zamachnąłem, wiedząc, że zablokuje mój kij tym, który trzymała w tej chwili poziomo na wysokości klatki piersiowej.

A potem wsunąłem swój kij pod jej, pchnąłem i stuknąłem ją prosto w pierś.

Iskry zderzyły się z tarczą i wokół Abigail pojawiła się jasnoniebieska poświata.

– Jasny gwint – burknęła. – Zostało dziewięćdziesiąt sześć procent.

– Dwa procent więcej niż po twoim uderzeniu. – Puściłem do niej oko. – To pewnie ta moja męska siła.

– Idiota z ciebie – oświadczyła.

Zignorowałem jej oczywistą zazdrość.

– Zastanawiam się, ile jeszcze pocisków może przyjąć ta tarcza.

Kiwnęła głową.

– Powinniśmy kontynuować do czasu, aż się wyczerpią? Jeśli chcesz, to amunicję możemy przetestować później.

Odpowiedziałem pchnięciem, celując końcówką kija w jej twarz. Zablokowała go, po czym zadała mi szybki cios w nogę.

– Tarcza dziewięćdziesiąt sześć procent – poinformowała mnie Athena.

Odsunąłem kij Abby i wycelowałem w środek ciała, jednak moja przeciwniczka uchyliła się.

Opadła ciężko na jedną nogę, sygnalizując kolejny ruch, więc się na niego przygotowałem. Kiedy rzuciła się w moją stronę, odepchnąłem jej kij, następnie chwyciłem za ramię i obróciłem tak, że upadła mi na stopę.

Zacisnęła mi dłoń na nadgarstku, pociągając za sobą na ziemię, i w konsternacji wypuściłem z ręki kij. Udało jej się usiąść na mnie okrakiem, trzymając kij tuż nad moją szyją. Chwyciłem go i popchnąłem. Obniżył się o kilka centymetrów i w chwili, kiedy drewno zderzyło się z twardym światłem, tarcza zamigotała.

– Tarcza siedemdziesiąt sześć procent – powiedział głos w moim uchu.

– Poddajesz się? – zapytała Abigail.

Kij nieprzerwanie naciskał na tarczę, emitując przy tym iskry, więc zamiast napierać do przodu, uchyliłem się w bok, przez co kij upadł na ziemię.

Abigail rzuciła się po niego, dzięki czemu mogłem chwycić ją w talii i odwrócić. Przeturlaliśmy się i w konsekwencji ona znajdowała się pode mną, kij obok nas, a jej ciało między moimi kolanami.

Próbowała wstać, lecz złapałem jej obie dłonie i przyszpiliłem nad głową.

– Poddajesz się? – zapytałem, cytując ją.

– Do jasnej cholery! – zawołała, próbując mi się wyrwać. – A już cię miałam!

– Obezwładniłem cię już po raz drugi – oświadczyłem, zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy.

– Jeśli masz na myśli nasze pierwsze spotkanie, to ono się nie liczy. Miałam wtedy na sobie kościelny strój – przypomniała mi.

– W porządku, ale to i tak jeden do zera. – Podniosłem się z ziemi i podałem jej rękę. – Będzie rewanż?

– Umowa stoi – odparła, chwytając mój nadgarstek. – Ale więcej nie przegram.

 

Gdy wracaliśmy, nie mogłem się nadziwić rozmiarowi tej megakonstrukcji, którą zacząłem nazywać domem. Przypuszczam, że zmieściłoby się tutaj kilka tysięcy statków wielkości Zbuntowanej Gwiazdy, aczkolwiek pewności mieć nie mogłem.

Przebywałem tutaj już prawie trzy dni, lecz nadal nie miałem okazji zwiedzić tego miejsca. Choć pustawe, pełne było sekretów. Ciekawe, ile dałoby się tutaj zagrabić łupów, gdyby się dysponowało odpowiednim czasem.

Parsknąłem, kiedy minąłem łukowate przejście i znalazłem się na kolejnym korytarzu. W tym akurat po obu stronach znajdował się ogród. Przeróżne odmiany kwiatów we wszystkich kolorach i kształtach, zioła i rośliny. Dodawało to odrobinę życia spartańskiemu wystrojowi obecnemu na całym Tytanie.

– Kapitanie – rozległ się głos z góry. W tym samym momencie, ku mojemu zaskoczeniu, przede mną zjawiła się Athena.

– Ja pierdolę – zakląłem. – Powiedz coś, zanim tak się niespodziewanie pojawisz.

– Przepraszam – rzekła, lekko skłoniwszy głowę. – Ale przecież powiedziałam „kapitanie”.

Znieruchomiałem. Czyżby ten finezyjny program komputerowy – nie, Kognitywna – właśnie mi odpyskował?

– Czego chcesz, Atheno?

Uśmiechnęła się grzecznie.

– Chciałam poinformować, że odzyskałam dostęp do mostka i wolałabym kontynuować nasze spotkanie właśnie tam.

– Nie teraz – odparłem, machając ręką. – Muszę wziąć prysznic.

– Rozumiem. Wobec tego czekam, aż będzie pan gotowy, kapitanie. – Zniknęła, rozpływając się w powietrzu.

Szedłem dalej. Zbliżywszy się do kolejnego zakrętu, z końca korytarza dosłyszałem śmiech.

Lex jak zwykle bawiła się w ogrodowej ziemi, natomiast obok niej siedział Freddie i czytał coś na tablecie.

– Pan Hughes! – zawołała na mój widok.

– Hej, mała.

Freddie podniósł głowę i uśmiechnął się.

– Już po sparingu z siostrą Abigail? Jak testy?

– Dobrze, ale mam swoje granice. Nie da się przyjmować ciosów bez końca. – Skrzyżowałem ręce na piersi. – Jeśli chcesz wiedzieć, to skopałem jej tyłek.

– A to dopiero! Ona naprawdę świetnie walczy. – Na twarzy chłopaka malowało się autentyczne zdumienie.

Lex uniosła rękę z kupką ziemi.

– Panie Hughes, chce się pan pobawić z kwiatkami?

– Nieszczególnie – odparłem i zacząłem się oddalać. – Ale ty baw się dobrze.

– Dzięki, panie Hughes! – zawołała za mną, wyjątkowo podekscytowana ziemią i roślinami.

Udałem się do lądowiska ze stacjami dokującymi, gdzie czekał mój statek, Zbuntowana Gwiazda.

Odkąd tu trafiliśmy, stał pusty. Cała załoga przeniosła się do pomieszczeń znacznie większych i wygodniejszych niż kajuty, z których korzystali na moim statku. W sumie wcale im się nie dziwiłem. Z wyjątkiem Abigail i Lex żadne z nich nie musiało już dzielić z nikim pokoju. Wszyscy mieli ochotę wyspać się i zrelaksować, co było naturalne, ja jednak na wszelki wypadek musiałem pozostać na Gwieździe.

– Witam ponownie – odezwał się Sigmond, gdy wszedłem do salonu. Jego głos rozległ się przez system głośników.

– Cieszę się, że wróciłem – mruknąłem, kierując się prosto do swojego pokoju.

– Mogę coś dla pana zrobić?

Zdjąłem koszulkę.

– Uruchom prysznic, dobrze? Jestem zmordowany.

Chwilę później stałem pod parującą wodą, spływającą na moją głowę, szyję i tors. Umyłem włosy szamponem, następnie z zamkniętymi oczami delektowałem się gorącym strumieniem. W ciągu kilku tygodni z renegata samotnika, przemytnika i złodzieja stałem się uciekinierem przebywającym na pradawnej megakonstrukcji i poszukującym mitycznej Ziemi, którego ścigały dwie różne, do tej pory wrogie sobie siły zbrojne. Jakimś cudem udało im się zjednoczyć przeciwko mnie.

Jeszcze kilka komplikacji i musiałbym się upić.

A właśnie, to wcale nie taki głupi pomysł.

Zakręciłem wodę i użyłem suszarki. Ubrałem się, poszedłem do salonu, gdzie nalałem sobie szklankę whiskey, usiadłem na kanapie i położyłem nogi na stole.

– Aaach – westchnąłem przeciągle. – Tego mi brakowało.

– Kapitanie Hughes – odezwała się Athena. Jej głos rozbrzmiewał wokół mnie, jakby znajdowała się dosłownie wszędzie. Działo się tak dzięki przywiezionemu przez nas artefaktowi, staremu urządzeniu komunikacyjnemu zwanemu klucznikiem. Zamierzałem pozbyć się tego cholerstwa ze statku, ale ciągle wylatywało mi to z głowy. – Kapitanie Hughes, proszę się odezwać.

– Czego chcesz? – zapytałem.

– Za piętnaście minut wylatujemy ze Slipspace. Pańska obecność na mostku jest wymagana.

– Po co? Nie jest tak, że od dwóch tysięcy lat sama zawiadujesz tą gigantyczną kulą? Do czego ci jestem potrzebny?

– Najlepiej będzie to panu pokazać, kapitanie. Do zobaczenia niedługo.

– Słyszałeś, Siggy? Nawet nie mogę odpocząć – poskarżyłem się, unosząc z frustracją ręce.

– Wielka szkoda – odparła AI.

– Wiesz co, Siggy? – Wstałem z kanapy. – Czasem żałuję, że już nie ma tylko naszej dwójki i starego, dobrego życia. Cała ta odpowiedzialność mnie dobija.

– Czy mam przygotować silniki i obrać kurs, proszę pana? – zapytał Sigmond.

Przez chwilę się zastanawiałem.

– Lepiej nie – rzekłem w końcu. – Przekonajmy się, dokąd nas zabierze to ustrojstwo.

– Jak pan sobie życzy. Będę wypełniał pańskie rozkazy.

Przeszedłem przez śluzę i znalazłem się na platformie dokującej.

– Tego właśnie oczekuję, Siggy.

– Witam, kapitanie – rzekła Athena, która zdążyła przybrać formę utwardzonego światła i stała przed ciągnącym się wzdłuż jednej ze ścian ogromnym monitorem.

Abigail też tu była, w nowym stroju i z upiętymi włosami.

– Imponujące, co, Jace?

– Witam obie panie.

Rozejrzałem się. Mostek był mniejszy, niż można by się spodziewać po statku równie wielkim jak Tytan, ale i tak całkiem spory. Podłogę od sufitu dzieliło jakieś dziesięć metrów i spokojnie mieściły się tu na oko trzy tuziny stacji roboczych.

Co nie znaczy, że ktoś z nich korzystał. Oprócz mnie i mojej załogi na statku nie było nikogo. Zdecydowanie za dużo przestrzeni jak na osiem osób.

Czy moja załoga rzeczywiście liczyła teraz tyle osób? Prawdę mówiąc, nie zastanawiałem się nad tym, czy Camilla i jej ojciec Bolin także wchodzą w jej skład. Pewnie tak, skoro tu są. No bo gdzie mieliby się udać? Sarkonianie i Unia pojmaliby ich i próbowaliby wykorzystać jako narzędzie do wywierania nacisku na mnie, tak jak miało to już miejsce.

Nie, byłem na nich skazany w takim samym stopniu jak na Abigail, Lex, Freddiego, Hitchensa i Octavię.

Kąciki moich ust uniosły się w drwiącym uśmiechu. Moje próby prowadzenia życia w pojedynkę skończyły się posiadaniem całkiem sporej załogi.

– Obawiam się, że nie wszystkie systemy są w pełni przywrócone – powiedziała Kognitywna.

– Szczerze? Dziwię się, że ten statek w ogóle jeszcze funkcjonuje po… mówiłaś, że ilu latach? – zapytała Abigail.

– Mniej więcej dwóch tysiącach – odparła Athena.

Zagwizdałem.

– Długo.

– Było tu wielu pasażerów? – zaciekawiła się Abigail.

– O tak – potwierdziła Kognitywna. – Miałam na pokładzie milion mieszkańców.

– Milion? – Opadła mi szczęka. – Niemożliwe.

– A jednak, kapitanie. Ten statek swego czasu tętnił życiem. Oczywiście taka populacja nie mogła się utrzymywać bez końca. Kiedy wyczerpała się moc rdzeniowa, nie mieliśmy innego wyjścia, jak rozpocząć proces ponownego ładowania.

– Gdzie się podziali ci wszyscy ludzie? – zapytała Abigail.

– Zasiedlili kolonie – wyjaśniła Kognitywna. – I nowe światy. Na przestrzeni wieków namnożyło się osad i kolonii.

– Nikt tu nie został? – chciałem wiedzieć.

– Wtedy było to niemożliwe. Statek utracił moc. Dokonywano prób przywrócenia naszych systemów online, jednak jedyne realne rozwiązanie wymagało długotrwałego poboru mocy ze źródła. – Machnęła ręką w stronę pobliskiej ściany i nagle ekran się rozjaśnił, pokazując powierzchnię planety, gdzie zaledwie kilka dni temu znaleźliśmy ten księżyc. Rozpoznałem wieżę i otaczający ją okrągły budynek, tyle że na tym obrazie pozostawał w stanie nienaruszonym. – Widzieliście to już, prawda?

– Taa, mało nas nie zabiło – odparłem.

– To zaledwie wierzchołek kryjącej się pod ziemią struktury zwanej enklawą mocy. Jej celem jest gromadzenie energii termalnej i nuklearnej w celu uzupełnienia zapasów awaryjnej mocy Tytana. Podczas kolonizacji pozostała tutaj grupa naukowców i robotników i to właśnie oni zbudowali te struktury. Niestety nie doszło do procesu aktywacji. – Uśmiechnęła się do mnie. – Aż pojawiliście się wy.

– Innymi słowami zostawili was tutaj, abyście zgnili – podsumowałem.

– Jace, nie bądź ordynarny – zbeształa mnie Abigail i posłała mi spojrzenie sugerujące, że powinienem zważać na słowa.

Zignorowałem ją.

– Ci ludzie zadali sobie trud zbudowania tego monstrum wielkości księżyca, a kiedy napotkali trudności, po prostu je porzucili. Mi to wygląda na marnotrawstwo, a wam nie?

Milczenie Atheny utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam rację.

– Proszę, kapitanie – rzekła w końcu. – Choć cenię sobie pańskie słowa, muszę pana zapewnić, że nie zostałam porzucona. Wręcz przeciwnie, moją misją było dostarczenie kolonistów do ich desygnowanych światów, gdzie będą mogli się rozwijać i prosperować. Nie udało mi się tego dokonać, niemniej cieszę się, wiedząc, że misja ostatecznie zakończyła się sukcesem.

Ekran za nią zamigotał, pokazując tunel ślizgu, a ona na chwilę zamarła. Płytki na ścianie zmieniły się w ekrany, pozwalając nam zobaczyć to, co znajdowało się na zewnątrz statku. Wirująca zieleń, tak jak to bywa w Slipspace, zaś na odległych ścianach tunelu pojawiały się błyskawice.

– Istniejący tunel – powiedziała Athena i w końcu się poruszyła.

Przed nami utworzyło się biegnące rozcięcie. Odsłaniając ciemną otchłań normalnej przestrzeni, Tytan przeleciał przez nie i zostawił za sobą tunel. Już widziałem pobliską gwiazdę – małego, białego karła.

Athena spojrzała na mnie.

– Kapitanie, właśnie dlatego poprosiłam, aby pan do mnie dołączył. Mamy problem związany z rezerwami paliwa.

– Co się dzieje? – zapytał za mną inny głos. Obejrzałem się i zobaczyłem stojącego w drzwiach Freddiego.

– Co ty tu robisz? – zapytała Abigail.

– Chciałem zapytać o coś Athenę, ale mogę zaczekać – odparł.

Ponownie odwróciłem się w stronę Kognitywnej.

– Słyszałaś pytanie. Chętnie poznamy odpowiedź.

Athena skinęła głową.

– Rdzeń paliwowy Tytana opiera się na trycie, niezwykle rzadkim, trudnym do wytworzenia związku chemicznym. Z tego powodu został on wyposażony w kilka innych systemów rezerwowych, w tym solarny. Jeśli mamy kontynuować naszą podróż ku Ziemi, z powodu zużycia energii potrzebnej do korzystania ze Slipspace będziemy musieli często uzupełniać paliwo.

– Jak często? – zapytał Freddie.

– Na każdą godzinę podróży przez Slipspace potrzeba sześciu godzin tankowania – wyjaśniła Athena.

– Żartujesz? – prychnąłem. – Czemu nie możesz korzystać po prostu ze zwykłego generatora Slipspace?

– Tytan tworzy własne tunele – odparła Athena. – Wymaga to ogromnych nakładów energii. Moglibyśmy oczywiście przemieszczać się tunelami, które już istnieją, tyle że aktualnie przebywamy z dala od nich.

– Nie ma w pobliżu żadnych tuneli? – zdziwiłem się.

– Kiedy uciekliśmy waszym prześladowcom, generałowi Marcusowi Brighamowi i Sarkonianom, zgadza się?

Kiwnąłem głową.

– Sukinsyny.

– W rzeczy samej – zgodziła się. – Kiedy stworzyliśmy nowy tunel, zabrał on nas z uprzednio utworzonej sieci. Jeśli planujemy korzystać w przyszłości z istniejących tuneli, będziemy musieli wrócić na poprzedni kurs. Alternatywą jest nieustanne uzupełnianie paliwa.

– W takiej sytuacji jak długo potrwa podróż na Ziemię? – zapytał Freddie.

Na chwilę znieruchomiała, po czym zamrugała.

– Dwadzieścia sześć lat, pięć miesięcy i dwadzieścia trzy dni.

– Jasny gwint – mruknąłem. – Nie damy rady.

– Damy – poprawiła mnie. – Tyle że mocno się zestarzejecie.

Freddie przełknął ślinę.

– Na miejscu byłbym już po pięćdziesiątce.

Zgromiłem go wzrokiem.

– Ta opcja nie wchodzi w grę. Mówiłaś, że jedynym innym rozwiązaniem jest korzystanie z istniejącej sieci tuneli?

Athena przesunęła palcem po ścianie i obraz się zmienił, pokazując znajdującą się pośrodku niebieską kropkę.

– To nasze obecne położenie – wyjaśniła.

Wokół niebieskiego punktu pojawiło się kilka innych. Chwilę później były ich tysiące i razem tworzyły galaktykę.

– Będziecie wiedzieli, gdzie jesteśmy, ale patrzcie – rzekła i pstryknęła palcami.

Pojawiła się linia prowadząca od naszej niebieskiej kropki do żółtej, a potem do kolejnej. Rozdzieliła się na trzy linie i biegła w różnych kierunkach.

– Ta sieć w różnych punktach rozrasta się i urywa, ale zazwyczaj istnieje linia, która łączy wszystko w taki czy inny sposób. Wydaje się to skomplikowane, ale patrzcie. – Ponownie pstryknęła palcami i tym razem pojawiła się niebieska linia. Zaczynała się w miejscu naszego położenia, a kończyła się gdzieś na drugim końcu galaktyki. Biegła zygzakiem w różnych kierunkach, ani razu nie została przerwana. – W tej chwili problemem jest oczywiście długość podróży. Nawet po obraniu tej konkretnej ścieżki czas lotu pozostaje długi.

– Ale nie jest to dwadzieścia sześć lat – odezwał się Freddie.

– Zgadza się. Ta ścieżka jest znacznie krótsza, angażuje sześćdziesiąt siedem tuneli i na jej pokonanie potrzeba pięciu lat.

– Pięć lat? – Nawet nie kryłem frustracji. – Nie sądzę, abym wytrzymał tak długo na tym księżycu.

Kiwnęła głową.

– Rozumiem, że nie jest to rozwiązanie idealne, dlatego przygotowałam trzecią opcję. Muszę was jednak od razu ostrzec, że jest bardziej niebezpieczna od dwóch pozostałych.

– Dawaj. Przed podjęciem decyzji lubię wiedzieć, na czym stoję.

Potrząsnęła nadgarstkiem, przez co na ekranie pojawiło się zbliżenie na pewien fragment galaktyki, ten z niebieską linią.

– Istnieje pewna planeta, niezbyt daleko od naszego aktualnego położenia, która, jak mniemam, także ma trytowy rdzeń.

– Powinnaś była od tego zacząć – stwierdziłem. – Miałbym dziesięć minut więcej na spanie i picie.

– Przepraszam. Jest problem z lokalizacją, dlatego odczekałam z przedstawieniem tej propozycji.

– Jaki problem? – zainteresował się Freddie.

– Wasza mapa pozwoliła mi przeanalizować granice różnych organów rządowych. Z tych informacji wynika, że ta planeta znajduje się na terytorium Unii, co utrudnia do niej dostęp.

Westchnąłem.

– Dlatego nie powiedziałaś o tym od razu.

– Zgadza się. Z tego co mi wiadomo, planeta ta została także skolonizowana, co oznacza, że możemy napotkać trudność w zdobyciu rdzenia.

– Jak się nazywa ten świat? – zapytał Freddie.

– Nie wiadomo – odparła Athena. – W mediach widnieje jedynie informacja o jego lokalizacji.

– Naprawdę? – zdziwił się chłopak. – To dość niezwykłe. Nie sądzi pan, kapitanie? Spotkał się pan już z czymś takim?

– Miałem okazję widzieć utajnione statki i bazy wojskowe na księżycach, których nie powinno tam być, ale nigdy nie zetknąłem się z planetą bez nazwy. – Spojrzałem na Athenę. – Nasze opcje wyglądają zatem tak: dwadzieścia sześć lat przystanków na tankowanie, pięć lat podróży przez sieć tuneli albo kradzież nowego rdzenia z przestrzeni należącej do Unii. Jeśli chcesz znać moje zdanie, to wszystkie trzy scenariusze są do bani.

Freddie pokiwał głową.

– Według mnie nie warto ryzykować i atakować kolonii. W tej chwili jesteśmy wolni zarówno od Unii, jak i Sarkonian. Niełatwo im nas będzie dogonić, jeśli się nie zatrzymamy.

– Być może – przyznała Athena.

– Być może? – powtórzyłem. – A co to niby oznacza?

– Tworzone przez nas tunele pozostają dostępne dla innych – wyjaśniła.

Uniosłem brew.

– Zaraz, czy ty właśnie powiedziałaś, że te tunele nie zamykają się za nami?

– To oznacza, że Unia może już nas śledzić? – zapytał Freddie.

– Jeśli wasi prześladowcy zdecydują się lecieć za nami, nie uda nam się bez końca utrzymywać bezpiecznego dystansu. Nasz współczynnik wyniszczenia jest po prostu zbyt duży – odparła Athena.

– Dlatego że zatrzymujemy się na uzupełnienie paliwa? – zapytałem.

– Właśnie tak. Korzystanie z istniejącej sieci tuneli pozwoli nam zaoszczędzić sporą część paliwa, lecz nie całość. W końcu i tak będziemy się musieli zatrzymać, a kiedy do tego dojdzie, nie będę w stanie zapewnić nam bezpieczeństwa.

– Namierzyłaś jakieś statki za nami? – zainteresowałem się.

– Na razie nie – uspokoiła mnie. – Niemniej w każdej chwili może to ulec zmianie.

Intensywnie się zastanawiałem. Każda z opcji niosła ze sobą zbyt duże ryzyko. Jeśli będziemy dalej lecieć, Unia nas w końcu znajdzie. I licho wie, czy Tytan będzie miał wystarczająco energii, aby użyć swoich tarcz.

– Co powinniśmy zrobić, kapitanie? – zapytał mnie Freddie.

– Zgromadzić załogę – odparłem. – Przed podjęciem decyzji będziemy musieli razem to obgadać. Przekaż wszystkim, że czekam na nich w sali konferencyjnej.

Po drodze postanowiłem zahaczyć o pokój Alphonse’a. Jeśli ktoś mógł mi zapewnić wgląd w sposób rozumowania Unii, to właśnie Komisarz.

– Ach, kapitan Hughes – przywitał mnie Alphonse, kiedy otworzyłem drzwi.

Siedział na łóżku i czytał coś na tablecie. Octavia dała mu dostęp do cyfrowej biblioteki z ponad sześcioma tysiącami tytułów. Miło z jej strony, no ale uratował on Lex przed porwaniem, więc może byliśmy jego dłużnikami.

Nadal nie miałem pewności, co względem niego czuję. Istniało wysokie prawdopodobieństwo, że wszystkich nas nabiera, twierdząc że zabicie Dockera i uratowanie Lex były na pokaz i że ostatecznie znajdzie jakiś sposób, by nas załatwić. Możecie to uznać za paranoję, tyle że kiedy jest się Renegatem, to właśnie dzięki takiemu tokowi myślenia pozostaje się przy życiu. U mnie do tej pory to się sprawdzało.

– Komisarzu. – Z ręką na przytwierdzonym do biodra pistolecie zamknąłem drzwi, ani na chwilę nie spuszczając Alphonse’a z oczu. – Przyszedłem porozmawiać.

– Domyśliłem się – odparł, odkładając tablet.

– Przepraszam, że przerywam lekturę.

Nie podszedłem bliżej – wolałem pozostać blisko drzwi. Z tego, co słyszałem, Komisarze byli szybcy i śmiertelnie niebezpieczni, dlatego nie zamierzałem ryzykować.

Na jego twarzy pojawił się drwiący uśmieszek.

– Octavia zapewniła mi doprawdy fascynujący materiał. Beletrystyka, tyle że większość jest… jak mam to ująć? – Zawahał się i zerknął na tablet. – W sumie dość… erotyczna.

– Erotyczna? – powtórzyłem.

– Być może uznała to za zabawne. – Wyglądał na szczerze rozbawionego. – Tak czy inaczej czytam właśnie jedną z tych mniej obrazowych powieści o dwóch żołnierzach – jednym z Unii, drugim Sarkonianinie – którzy zakochują się w sobie, co skutkuje tym, że są ścigani przez swoje rządy. Muszę przyznać, że pomimo sugestywnego charakteru tej książki, wątki polityczne zostały całkiem dobrze rozwinięte. Podejrzewam, że autorka, Lucy Valentine, choć to na pewno pseudonim literacki, ma doświadczenie w pracy dla rządu.

– Coś mi mówi, że się nudzisz – stwierdziłem.

– W rzeczy samej. – Kiwnął głową. – Kolejny powód, dla którego cieszy mnie pański widok.

– A właśnie, przejdźmy do tego, po co się tu zjawiłem.

Nachylił się w moją stronę.

– Proszę mówić.

Zerknąłem w róg pomieszczenia. Wiedziałem, że tam znajduje się kamera. Poprosiłem Athenę o to akurat miejsce, abyśmy mogli mieć Alphonse’a na oku. Podejrzewałem, że o tym wie, aczkolwiek pewności nie miałem.

Przyłożyłem dłoń do ucha, udając, że rozmawiam z narzędziem komunikacyjnym.

– Atheno, pokaż planetę, o której wcześniej rozmawialiśmy.

Na ścianie po mojej lewej stronie natychmiast pojawił się świat z kilkudziesięcioma kontynentami.

– Wiesz, gdzie to jest? – zapytałem, patrząc na Alphonse’a.

Wstał i z rękami splecionymi za plecami powoli podszedł do ściany.

– Wygląda znajomo. Co to za lokalizacja?

– Przestrzeń należąca do Unii – odparłem.

Dotknął podbródka i powoli pokiwał głową.

– Rozumiem… a nazwa planety?

– Nie podano. Ale coś mi mówi, że już to wiesz.

Uśmiechnął się.

– Podoba mi się pańska wiara we mnie, kapitanie.

– Na twoim miejscu bym się tak nie zapędzał. Po prostu spodziewam się, że Komisarz wie co nieco na temat światów, których nie ma w bazie danych. Mam rację?

– Priscilla – odparł. – Nazwa tej planety to Priscilla.

Doszedłem do wniosku, że to głupia nazwa i że pasuje bardziej do trzylatki z kucykami.

– Dlaczego jej nazwy nie ma w bazie danych? – zapytałem.

– Z tego samego powodu, dla którego pan się nią interesuje – rzekł Alphonse. – A przynajmniej tak zakładam. Proszę mi powiedzieć, kapitanie, chodzi o pewien artefakt?

– Co wiesz na ten temat?

– Zapewne nie tyle co pan, ale wystarczająco, by zdawać sobie sprawę, że jest bezcenny.

– Nie twoje zmartwienie.

Zachichotał.

– Pewnie nie, zważywszy na moje obecne położenie – stwierdził.

– Wiesz coś jeszcze na temat Priscilli? – zapytałem.

– Tyle tylko, że powinno trzymać się od niej z daleka.

– Och? A to czemu?

Odchrząknął.

– Po pierwsze, jest coś, o czym powinien pan wiedzieć.

– I zamierzasz opowiedzieć mi teraz o tym, Al?

Z uśmiechem zignorował mój sarkazm i kontynuował:

– Generalnie Komisarze mają dostęp do większej liczby informacji wywiadu niż jakiekolwiek inny organ rządowy w całej Unii. Miałem okazję widzieć raporty dotyczące rzeczy, które trudno sobie nawet wyobrazić, a których spora część zlokalizowana jest na Priscilli w specjalnie wybudowanych podziemiach. To właśnie na tej planecie znajdują się wszelkie egzotyczne artefakty, które według rządu mogą mieć jakieś znaczenie.

– Chcesz mi powiedzieć, że Priscilla to swoisty magazyn pełen bezcennych artefaktów? – zapytałem.

– Nie do końca. W galaktyce krążą nie tylko relikty z Ziemi, ale owszem, podejrzewam, że na tej planecie można znaleźć wiele wartościowych przedmiotów – przyznał. – Rzecz jasna jeśli uda się w międzyczasie nie zginąć.

– O mnie się nie martw – zapewniłem go.