Światło i mrok - Natsume Sōseki - E-Book

Światło i mrok E-Book

Natsume Sōseki

0,0
6,99 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Światło i mrok” Natsume Sōsekiego to książka, która otwiera nam drogę do poznania obyczajów panujących w japońskim małżeństwie. A są one inne od tych, które znamy z własnego „europejskiego podwórka” Onobu i Tsuda wydają się być całkiem normalnym młodym małżeństwem. Jako że są na początku swej małżeńskiej wędrówki, ich relacja zdaje się mieć jakieś niedociągnięcia w postaci chociażby niedomówień czy niedostatecznej dozy zaufania. Ich małżeńskie stosunki zostają wystawiona na próbę w momencie, gdy Tsuda musi udać się do szpitala, aby poddać się niegroźnemu zabiegowi. Wiadomość o konieczności udania się na leczenie zbiega się w czasie z nadejściem listu od ojca Tsudy. Informacja w nim zawarta nie napawa optymizmem, bowiem mężczyzna odmawia pomocy materialnej Tsudy i jego żony, właśnie teraz, gdy tego wsparcia najbardziej potrzebują. Przyzwyczajone do całkiem wygodnego życia małżeństwo będzie musiało stawić czoła problemom. Tym czasem okazuje się, że owe kłopoty są niczym w porównaniu do skrywanej przez Tsudę tajemnicy. Długie, aczkolwiek ciekawe dialogi stanowią okazję do poznania mentalności Japończyków, dotarcia do relacji panujących w rodzinie i poza jej granicami. Powieść dla wytrwałych, którzy z tej podróży z książką wrócą bogatsi o wiedzę na temat realiów japońskiego życia.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Natsume Sōseki
Światło i mrok
Wydawnictwo Psychoskok

Natsume Sōseki „Światło i mrok”

Copyright © by Natsume Sōseki, 2016

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2016

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana w 

jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Jacek Antoniewski

Projekt okładki: Robert Rumak

Korekta: Karolina Cieślak, Marlena Rumak

Tłumaczenie z języka japońskiego: Barbara Andrasik

Ilustracje na okładce: © – Ogawa Kazumasa

ISBN: 978‒83‒7900‒652‒6

Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

1

Po badaniu lekarz pomógł Tsudzie podnieść się ze stołu.

– Tak jak się obawiałem, przetoka sięga aż do jelita. Przy poprzednim badaniu wziąłem naderwaną błonę za jej koniec, itak też powiedziałem – dzisiaj jednak, gdy zlikwidowałem błonę, okazało się, że kanalik jest znacznie dłuższy.

– Iciągnie się aż do jelita?

– Tak. Myślałem, że ma około piętnastu milimetrów, faktycznie jednak mierzy aż ze trzy centymetry.

Na twarzy Tsudy, wcieniu gorzkiego uśmiechu, pojawił się wyraz bolesnego rozczarowania. Lekarz, skrzyżowawszy przed sobą ręce na luźnym, białym fartuchu, nieco niepewnie przechylił głowę. Zupełnie jakby mówił: „Przykro mi, ale nie ma rady, takie są fakty. Lekarz nie może okłamywać pacjenta”.

Tsuda wmilczeniu poprawił pas obi isięgając po przewieszone przez oparcie krzesła spodnie hakama, ponownie zwrócił się wstronę lekarza:

– Skoro sięga aż do jelita, to już nie da się tego wyleczyć?

– Nic ztych rzeczy.

Lekarz zożywieniem, zmiejsca zaprzeczył słowom Tsudy, azarazem także ijego samopoczuciu.

– Tylko że teraz już nie możemy ograniczać się do samego czyszczenia przetoki, jak to robiliśmy do tej pory. Ponieważ niezależnie od upływu czasu, mięśnie nie zrosną się same, nie ma innej rady, jak zmienić metodę leczenia iprzeprowadzić radykalny zabieg.

– Radykalny? To znaczy?

– Będziemy ciąć. Po nacięciu przetoka połączy się zjelitem tak, że obie strony całkowicie naturalnie do siebie przylgną. Wtedy będzie pan, praktycznie rzecz biorąc, wyleczony.

Tsuda wmilczeniu skinął głową. Obok niego, na stole przymocowanym do parapetu wychodzącego na południe okna, stał mikroskop. Ponieważ dobrze znał lekarza, podczas poprzedniej wizyty wgabinecie, wdrodze wyjątku, otrzymał pozwolenie, by sobie przez niego zciekawości popatrzeć. Wtedy, wosiemsetpięćdziesięciokrotnym powiększeniu, wjasnych, czystych barwach, zupełnie jakby był to rysunek, zobaczył znajdujące się na winogronie bakterie.

Kiedy już po włożeniu spodni, sięgnął po skórzany portfel – który wcześniej odłożył na ten właśnie stół – mimowolnie przypomniał sobie tamte bakterie. To nagłe skojarzenie na nowo go zaniepokoiło – wiedział, że powinien już wyjść zgabinetu, włożył nawet portfel do wewnętrznej kieszeni, mimo to na nowo się zawahał.

– Ajeśli to zmiany gruźlicze, to nawet gdy przeprowadzi się ten zabieg, októrym pan wspomniał, iprzetoka połączy się zjelitem, to itak nie będę wyleczony, prawda?

– Jeśli to gruźlicze, to faktycznie nie. No, ale ponieważ przetoka sięga wgłąb, leczenie samego otworu na nic się nie zda.

Tsuda mimowolnie zmarszczył brwi.

– Iu mnie nie ma zmian gruźliczych?

– Nie, nie ma.

Tsuda skierował na lekarza uważne spojrzenie, upewniając się, ile wjego słowach może być prawdy. Lekarz nawet nie drgnął.

– Skąd pan wie? Można to wywnioskować ze zwykłego badania?

– Tak. To widać.

W tym momencie pielęgniarka stanęła wdrzwiach, wywołując imię następnego pacjenta. Ten od razu pojawił się za plecami Tsudy, zmuszając go do szybkiego wycofania się.

– Awięc kiedy mógłbym się stawić na ten zabieg?

– Wkażdej chwili. Kiedy tylko będzie panu wygodnie.

Ustaliwszy, że wybierze termin po dokładnym zastanowieniu, Tsuda wyszedł zgabinetu.

2

Gdy wsiadł do tramwaju, jego nastrój znacznie się pogorszył.

W środku było tak tłoczno, że prawie nie mógł się poruszyć iwisząc na zamocowanej przy poręczy rączce, pogrążył się we własnych myślach. Wjego wspomnieniach odżył pulsujący ból, jaki odczuwał zeszłego roku. Przed oczami ujrzał własną żałosną postać, leżącą na białym łóżku. Wyraźnie słyszał swój głos, skowyczący jak upozbawionego możliwości ucieczki, uwiązanego na łańcuchu psa. Zaatakowały go wspomnienia zimnego blasku skalpela, szczęku uderzającego osiebie metalu, ciśnienia ostraszliwej sile, które nagle wycisnęło powietrze zobu jego płuc, iwreszcie wspomnienia gwałtownego bólu, który nie mógł mieć innej przyczyny jak ta, że sprężone powietrze, mimo całego tego ciśnienia, nie mogło już zmniejszyć swej objętości.

Opanowało go jakieś nieprzyjemne uczucie. Nagle, budząc się zrozmyślań, rozejrzał się dookoła, ale żaden ztych obojętnych ludzi, którzy go otaczali, nie zwrócił nawet uwagi na jego istnienie. Tsuda pogrążył się zpowrotem wpoprzednich rozważaniach.

„Dlaczego spotkało mnie coś takiego?”

Kiedy podczas drogi powrotnej zhanami na brzegu rzeki Arakawa, bez żadnego ostrzeżenia po raz pierwszy zaatakował go ten pulsujący ból, zrobiło mu się ciemno przed oczami. Aprzyczyna była zupełnie inna niż cokolwiek, co mógłby sobie wyobrażać. Było to nawet bardziej straszne niż dziwne.

„Nie jest powiedziane kiedy, ani jak zmieni się moje ciało. Mało tego, może nawet teraz, wtej chwili, gdzieś wjego wnętrzu coś się zmienia. Aja żyję, nic otym nie wiedząc. To przerażające”.

Doszedłszy do tego punktu rozważań, nie potrafił już się zatrzymać. Tramwaj zatrząsł się iTsuda nagle pochylił się do przodu, jakby coś silnie pchnęło go wplecy. Jednocześnie wgłębi serca wydał bezgłośny okrzyk.

„Z ludzkimi uczuciami jest tak samo. Dokładnie tak samo. Nie wiemy, jak ikiedy się zmienią. Aja widziałem, jak się zmieniają”.

Mimowolnie zaciskając usta, skierował na swoje otoczenie wzrok taki, jakim patrzy człowiek, którego duma została właśnie boleśnie zraniona. Mimo to, pozostali pasażerowie tramwaju nie zwrócili najmniejszej uwagi na jego spojrzenie, zupełnie jakby nie wiedzieli, co się dzieje wjego sercu.

Jego umysł poruszał się do przodu po swoich własnych, oddzielnych szynach, dokładnie tak jak tramwaj, którym jechał.

Przypomniał sobie to, co jakieś dwa, trzy dni temu słyszał od pewnego przyjaciela na temat poglądów Poincaré. Wyjaśniając mu znaczenie słowa „przypadek”, zwrócił się do niego tymi słowami:

– To dlatego codziennie mówisz przypadek to, przypadek tamto. Wogóle samo określenie „przypadkowe zdarzenie” według Poincaré używane jest wtedy, gdy przyczyna jest choć odrobinę zbyt skomplikowana inie możemy jej pojąć. Żeby mógł się urodzić Napoleon, musiał się połączyć jakiś szczególny plemnik zjakimś szczególnym jajeczkiem, ażeby to zkolei było możliwe, musiały być spełnione kolejne warunki… jakby spróbować się nad tym zastanowić, to przekracza możliwości naszej wyobraźni.

Nie mógł tak po prostu puścić słów przyjaciela mimo uszu, jako kolejnego strzępka nowej wiedzy. Dokładnie je przeanalizował, odnosząc do swojej sytuacji. Iwtedy pomyślał ojakiejś tajemniczej, mrocznej sile, która spycha go na lewo, gdy powinien iść na prawo, izawraca do tyłu, gdy powinien posuwać się naprzód. Aprzecież nigdy do tej pory nie zdarzyło się, by jakikolwiek człowiek przeszkadzał mu wjego działaniach. Bez wątpienia wszystko co robił, robił zwłasnej woli, iwszystko, co mówił, mówił zwłasnej woli.

„Ciekawe, dlaczego ona wyszła za mąż właśnie za niego? Bez wątpienia dlatego, że tego chciała. Ale przecież, pod żadnym pozorem, nie powinna była tego robić. No iznowu ja, dlaczego ożeniłem się akurat ztą kobietą? Bez wątpienia do tego małżeństwa też doszło dlatego, że sam tego chciałem. Ale przecież ani razu do tej pory nie zdarzyło mi się pomyśleć, że jej pragnę… Przypadek? Skomplikowana przyczyna, októrej wspominał Poincaré? Jakoś nie mogę tego pojąć…”

Wciąż pogrążony wmyślach wysiadł ztramwaju iskierował się wstronę domu.

3

Tsuda, kiedy skręcił na rogu wwąską uliczkę, spostrzegł postać żony, stojącej przed bramą domu. Patrzyła wjego stronę, ale gdy tylko jego cień pojawił się na rogu uliczki, odwróciła się iprzykładając szczupłą, białą dłoń do czoła, udała, że wpatruje się wcoś po drugiej stronie ulicy. Stała tak, dopóki Tsuda nie podszedł blisko niej.

– Hej, czego tak wypatrujesz?

Żona, gdy tylko usłyszała jego głos, szybko obróciła się wjego stronę, jakby zzaskoczenia.

– Przestraszyłeś mnie… Witaj wdomu.

Jednocześnie skierowała na męża takie spojrzenie, jakby chciała zawrzeć wnim naraz cały blask swoich oczu, apotem skłoniła się lekko.

Tsuda zatrzymał się wmiejscu, trochę wodpowiedzi na kokieterię żony, atrochę zwahaniem.