Tajemnica - Dorte Roholte - E-Book

Tajemnica E-Book

Dorte Roholte

0,0

Beschreibung

13-Letnia Liva ma mnóstwo problemów. Jej najlepsza przyjaciółka znajduje sobie nową koleżankę, babcia zaczyna chorować, a jej tata i jego nowa żona spodziewają się bliźniąt. Do tego ojciec dzieci, którymi się opiekuje, zaleca się do niej, ale najgorsze jest to, że do jej domu wprowadza się okropny przybrany brat.-

Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:

Android
iOS
von Legimi
zertifizierten E-Readern
Kindle™-E-Readern
(für ausgewählte Pakete)

Seitenzahl: 119

Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:

Android
iOS
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Dorte Roholte

Tajemnica

Tłumaczenie Katarzyna Lewandowska

Saga

Tajemnica

 

Tłumaczenie Katarzyna Lewandowska

 

Tytuł oryginału Hemmeligheden

 

Język oryginału duński

 

Copyright © 2015, 2023 Dorte Roholte i SAGA Egmont

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

 

ISBN: 9788728260197 

 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

 

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

 

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

Rozdział 1 

[butterfly]

 

Lato rozpoczęło się na dobre ostatniego dnia czerwca i centrum było pełne turystów, dzieciaków ze szkoły i osób, które po raz pierwszy w tym roku wystawiły swoją bladą skórę na promienie słońca. Liva i Sally wydały po sześćdziesiąt dziewięć koron na nowe okulary z H &M. Uznały zgodnie, że mogą w nich chodzić również po centrum handlowym, ponieważ dach był wykonany ze szkła i słońce raziło je w oczy.

Sally wzięła Livę pod ramię i wymamrotała jej głośno do ucha:

– Gdybyśmy nie miały na sobie okularów przeciwsłonecznych, na pewno byśmy teraz oślepły!

– Ćśśś, ona nas słyszy – szepnęła Liva w odpowiedzi, ale roześmiała się jednocześnie.

Przed nimi szła młoda matka, która pchała przed sobą wózek z dzieckiem. Miała na sobie szorty zakrywające jedynie pośladki i można było dostrzec jej blade uda pokryte rozstępami oraz krwawymi nitkami żyłek.

– Na bank nigdy nie będę mieć dzieci – powiedziała Sally cicho, gdy mijały młodą matkę.

Liva ścisnęła ramię Sally tak mocno, że sama poczuła ból w ręce.

– Nie tak głośno! A jeśli to ona do mnie zadzwoni?

– Wtedy powiesz, że masz już komplet – odparła Sally, przewracając oczami.

Liva potrząsnęła zrezygnowana głową. Szły w stronę supermarketu zajmującego niemal pół piętra. Liva trzymała w ręce ulotkę, której treść układały razem z Sally przez większość przedpołudnia. Zmieniały tekst wiele razy, po czym wreszcie wydrukowały go na żółtym papierze:

Odpowiedzialna 13-latka oferuje opiekę nad dziećmi lub odbiór dzieci z przedszkola lub żłobka. Najchętniej popołudniami, ewentualnie wieczorem. Proszę dzwonić lub pisać do Livy Keldsen.

Zatrzymały się przed tablicą z ogłoszeniami. Było do niej przyczepionych mnóstwo karteczek.

– Nie ma miejsca na moje ogłoszenie – powiedziała Liva zirytowana.

– Jest, zobacz!

Sally zaczęła zrywać z tablicy inne ulotki. Zmięła je i wrzuciła do najbliższego kosza na śmieci.

– Hej, tak nie wolno – zaprotestowała Liva.

Sally wzruszyła ramionami.

– Dlaczego nie? Zresztą tu jest napisane, że ogłoszenia mogą wisieć tylko przez tydzień.

– W takim razie okej.

Liva przyczepiła swoją kartkę na samym środku tablicy. Później obie cofnęły się o krok. Liva przechyliła głowę i przyglądała się ogłoszeniu. Czy wyglądało zbyt dziecinnie? Jej serce zabiło szybciej, gdy przed tablicą przystanęła jakaś siwowłosa kobieta i zaczęła czytać jej ulotkę.

– Może nie powinnaś była podawać swojego numeru telefonu – odezwała się Sally. – A co, jeśli zaczną do ciebie dzwonić jacyś psychopaci? Obleśni mężczyźni i tym podobni. Albo ktoś z naszej klasy.

– Tak myślisz?

Liva przygryzła wargę. Poprzedniego wieczora oznajmiła mamie, że zamierza wywiesić ogłoszenie. Matka powiedziała dokładnie to samo co Sally, ale Liva się broniła, mówiąc, że w taki sam sposób zdobyła pracę jako opiekunka Cassandry. W lutym matka Cassandry Therese odpowiedziała na ogłoszenie, które Liva wywiesiła w Netto, i od tego czasu Liva opiekowała się czasem Cassandrą. Wszystko byłoby dobrze, gdyby Therese i Cassandra nie przeprowadziły się do Koldingu, bo Therese poznała jakiegoś mężczyznę. Teraz Liva miała w portfelu jedynie czterysta koron, bo rodzice ustalili, że tyle będzie od nich dostawać co miesiąc. Prawdę mówiąc, była to jedyna rzecz, co do której byli zgodni.

– Może zadzwoni Sebastian i zapyta, czy mogłabyś się nim zaopiekować – roześmiała się Sally, szturchając Livę łokciem.

– Mówiłam ci już, że on mi się nie  podoba, i wiesz o tym bardzo dobrze – odparła Liva.

Taka była prawda. Sebastian z ich klasy nie podobał się jej, mimo że wszyscy wiedzieli, że Liva podoba się jemu. Ona jednak nie potrafiła spojrzeć na niego w ten sposób.

– Kiedy twój przybrany brat przyjedzie do was na wakacje? – spytała Sally, gdy wracały z wolna przez centrum w stronę Burger Kinga, pod którym zaparkowały rowery.

– Benjamin? Na szczęście będę wtedy przez tydzień w Szwecji z ojcem i Heidi, bo w innym wypadku przeprowadziłabym się do babci!

– Oj, Liva, on nie może być taki straszny!

– Ale jest! Śmierdzi, jest brzydki i… fuj! Nawet sobie nie wyobrażasz!

Liva zacisnęła wargi i powstrzymała się, żeby nie zacząć rzucać wyzwiskami. Nienawidziła tego, że Benjamin spędzał co drugi weekend u nich w domu. Była całkowicie pewna, że czuła jego zapach, gdy wracała do domu po weekendzie spędzonym u ojca. W powietrzu unosił się kwaśny odór jego stóp, nieświeżego oddechu, potu i pierdzenia. Pierwszą rzeczą, jaką robiła w niedzielę wieczorem, było wietrzenie pokoju. Jej matka wiedziała bardzo dobrze, dlaczego Liva tak się zachowywała, ale nie odzywała się na ten temat ani słowem. Kim, ojciec Benjamina, również o niczym nie wspominał. Było to dla niego oczywiste, że Liva nie znosiła Benjamina, i to z tego powodu przesunęła spotkania z ojcem tak, żeby się na niego nie natykać.

Minęły niemal dwa lata, od kiedy mama Livy zaczęła się spotykać z Kimem. Początkowo widywali się tylko wtedy, kiedy Liva była u ojca. Rodzice Livy nie byli już razem i od pięciu lat byli rozwiedzeni, bo ojciec poznał Heidi. Liva zdążyła do tego przywyknąć i z czasem uznała, że tak było okej. Kiedy była z ojcem i Heidi, czuła się przez nich bardzo rozpieszczana. Gdy była w domu z mamą, a mieszkała u niej przez większość czasu, mama poświęcała jej całą swoją uwagę. Przynajmniej tak było kiedyś.

Szybko się zorientowała, że coś się zmieniło, bo w pewnym momencie matka zaczęła często sprawdzać swój telefon. Czasem strasznie się rumieniła, gdy dostawała SMS-a. Początkowo twierdziła, że to od kogoś z apteki, w której pracowała, albo że pisała jej przyjaciółka Susan, ale w końcu się przyznała, że zaczęła się spotykać z mężczyzną o imieniu Kim, którego poznała parę miesięcy wcześniej. Liva nie była pewna, co o tym sądzić. Zwierzyła się babci, że czuła się dziwnie na myśl o tym, że jej matka miała chłopaka i była zakochana. Liva kochała swoją babcię, która doskonale ją rozumiała i niemal zawsze potrafiła powiedzieć coś, dzięki czemu Liva patrzyła na sprawy z innej perspektywy. Podobnie było w przypadku Kima. Babcia Livy nie wspomniała ani słowem o tym, że jej matka miała zaledwie trzydzieści siedem lat i miała prawo znaleźć sobie nowego chłopaka, skoro tata Livy poznał kogoś innego. Nie, babcia powiedziała, że to nic dziwnego, że Liva tak się czuje, bo do tej pory miała mamę tylko dla siebie, ale wkrótce będzie się cieszyć z tego, że mama nie będzie skupiać na niej całej swojej uwagi. Bo gdy Liva znajdzie sobie chłopaka albo „będzie się spotykać z chłopcami”, jak to ujęła jej babcia, z pewnością poczuje ulgę, że matka nie pilnuje jej przez cały czas i nie złości się, że Liva spędza dużo czasu poza domem.

Liva nie miała do tej pory prawdziwego chłopaka, poza Leo, ale on w ostatnim roku zmienił szkołę, więc się rozstali, lecz rozumiała bardzo dobrze, co babcia miała na myśli, i wiedziała, że miała rację.

Liva poznała Kima dopiero kilka miesięcy po tym, jak jej matka zaczęła się z nim spotykać. I dopiero wtedy matka powiedziała Livie, że Kim ma syna o imieniu Benjamin, który jest dwa lata starszy od Livy. Mieszkał w Herningu ze swoją matką, Ullą, która miała bardzo dziwną pracę, bo była starszą sierżantką w wojsku. Liva nigdy nie spotkała Ulli, ale była pewna, że ta wyglądała jak kobiece wcielenie Terminatora.

Benjamina widziała natomiast tylko dwa razy, i to jej w zupełności wystarczyło. Był wysoki i bardzo chudy, a do tego wyglądał na przemądrzałego i odzywał się tylko do Kima. A raz miał wielkiego, czerwonego pryszcza na brodzie.

– Hej, Liva. Tu Ziemia! Ziemia do Livy! O czym myślisz? – spytała Sally i pomachała ręką tuż przed twarzą Livy.

– Ech… O mojej babci.

Mimo że Liva i Sally były najlepszymi przyjaciółkami na świecie już od czterech lat, nie była w stanie przyznać się do tego, że myślała o Benjaminie. Bo właściwie wcale tak nie było. Sally nie rozumiała, że posiadanie przybranego brata nie było niczym przyjemnym – wręcz przeciwnie.

– Czy coś z nią nie tak?

– Nie, nie. – Liva potrząsnęła głową. Babcia od strony mamy była stara – miała sześćdziesiąt dziewięć lat, ale była jeszcze zupełnie zdrowa.

– Pojedziesz ze mną do mnie? – spytała Sally. – Moi rodzice wracają dzisiaj późno, więc może ugotujemy coś razem?

– Obiecałam, że wrócę na obiad do domu – odparła Liva. – Robimy grilla.

– Okej. W takim razie do usłyszenia!

– Pa.

Wsiadły na rowery i każda odjechała w swoją stronę.

 

[butterfly]

 

Gdy Liva znalazła się na podjeździe przed domem, jej telefon zaczął wibrować. Była dopiero piąta po południu i zdziwiła się, gdy zobaczyła rower matki. Kim był przedstawicielem handlowym w firmie stomatologicznej i miał samochód służbowy, który teraz stał zaparkowany na podjeździe. Pracował w różnych godzinach, ale aptekę zamykano dopiero o wpół do szóstej.

Liva pomyślała, że może coś się stało. Wyjęła telefon z kieszeni.

„Dzwoni Therese” – głosił komunikat na wyświetlaczu. Czyżby potrzebowała opiekunki na dzisiejszy wieczór? A może jednak nie zamierzały się przeprowadzać?

– Halo, tu Liva.

– Cześć, Livo, to ja, Therese. Posłuchaj, mam pewną sprawę. My się teraz przeprowadzamy, ale ty nie opiekujesz się chyba innymi dziećmi, prawda?

– Nie, póki co nie, ale wywiesiłam dzisiaj ogłoszenie w sklepie.

– Okej. Chodzi o to, że jeden z moich znajomych pytał, czy znam jakąś rozsądną i odpowiedzialną opiekunkę. Ma na imię Niels i mieszka w Ferskenparken. Szuka kogoś, kto zająłby się czasem jego dziećmi. Ma dwóch chłopców, Silasa w wieku dwóch lat i Simona w wieku siedmiu lat. Myślisz, że to może być coś dla ciebie? Mimo że on jest samotnym ojcem?

– Och… Tak. Chętnie zajmę się jego dziećmi.

– Super, w takim razie wyślę mu twój numer telefonu, dobrze? Dogadacie szczegóły. Zapytaj jeszcze swoją mamę, czy się na to zgadza.

– Tak zrobię. Do usłyszenia.

Liva włożyła telefon z powrotem do kieszeni. Stała przez chwilę i wpatrywała się w rower matki. Miała przeczucie, że matka i Kim chcieli jej o czymś powiedzieć. Tak samo było ponad pół roku wcześniej, gdy matka wróciła z pracy wcześniej niż zwykle. Podczas tamtej rozmowy nie było z nimi Kima. Matka powiedziała jej, że Kim i ona postanowili zamieszkać razem i otrzymali propozycję wynajęcia uroczego domku jednorodzinnego, którego właściciel nie był w stanie sprzedać. Ale nie powiedziała ani słowa o tym, że zamierzali się przeprowadzić, by był dodatkowy pokój dla Benjamina. Liva wiedziała jednak bardzodobrze, że to właśnie dlatego chcieli wynająć ten dom. Tego samego dnia powiedziała matce, że chce spędzać u ojca te weekendy, w które Benjamin będzie przyjeżdżał pociągiem od swojej matki z Jutlandii.

Dom był w porządku, prawdę mówiąc, lepszy niż ich poprzednie mieszkanie. I jako pierwsza mogła wybrać sobie pokój. Wybrała ten, który znajdował się najbliżej łazienki. Benjaminowi przypadł w udziale pokój znajdujący się tuż obok kotłowni. Liva nigdy tam nie chodziła. Nawet gdy była sama w domu. Wolałaby, żeby tego pokoju w ogóle nie było.

Jej serce biło szybko, gdy obchodziła dom dookoła. Drzwi tarasowe były otwarte i pachniało rozpałką do grilla.

– Cześć – zawołała Liva, odsuwając przezroczystą zasłonę.

– Cześć, Liva! Weszłaś tędy? Jesteśmy w kuchni. Przyjdziesz do nas?

Matka powiedziała to takim tonem, że Liva nie miała żadnych wątpliwości, że coś było na rzeczy. Z całą pewnością. Tylko co? Liva wstrzymała oddech i próbowała zachować obojętny wyraz twarzy. To nie mogło być nic dobrego. Głos matki brzmiałby wtedy inaczej. Czyżby Liva zrobiła coś, o czym zapomniała, a czym teraz powinna się martwić?

– O co chodzi?

Liva oparła się o futrynę drzwi. Kim i jej matka pili białe wino. Kieliszki zaparowały i Liva skupiła wzrok na maleńkich kroplach na szkle.

– Usiądź, dobrze?

– Dlaczego?

Usiadła, nie czekając na odpowiedź. Ogarniał ją coraz większy niepokój, ponieważ matka była wyraźnie zdenerwowana. To nie wróżyło dobrze.

– O co chodzi? – spytała Liva, patrząc na matkę.

Kątem oka widziała, że Kim ujął swój kieliszek za nóżkę i obracał go w dłoni, co było bardzo irytujące.

– Livo… jest coś… o czym powinnaś wiedzieć. To nie jest dla mnie łatwe, więc powiem bez owijania w bawełnę. Po pierwsze babcia jest chora. Na pewno sama ci o tym powie, ale wolałam cię uprzedzić.

– Chora? Czy to coś poważnego?

Liva poczuła, że jej żołądek boleśnie skręca się w ósemkę. Matka ujęła jej dłoń leżącą na stole. Liva nie cofnęła dłoni, mimo że miała ochotę to zrobić.

– Nie powiedziała mi za dużo, ale już od jakiegoś czasu ma problemy ze zdrowiem. Niestety to coś z żołądkiem. Z przewodem pokarmowym. Niedługo idzie do szpitala, gdzie zrobią jej różne badania i testy. Może będzie trzeba ją operować, ale póki co nie ma pewności.

– Czy ona umrze?

Liva czuła, że nie może oddychać. Nie mogła sobie wyobrazić życia bez babci.

– Lekarze mają teraz większą wiedzę niż kiedyś – odezwał się Kim. – Choroby, które dwadzieścia lat temu były uważane za śmiertelne, teraz są uleczalne.

Liva była zdania, że Kim nie powinien się wtrącać do rozmowy. Zignorowała go i patrzyła tylko na swoją matkę:

– Czy babcia może na to umrzeć?

Matka wierciła się niespokojnie na krześle. Liva pomyślała, że to pewnie dlatego, że martwiła się o babcię i ta rozmowa sprawiała jej trudności, ale również dlatego, że Liva zignorowała Kima.

– Na tę chorobę można umrzeć. Ale rokowania są dobre, jeśli się ją wykryje odpowiednio wcześnie.

– Czy to rak?

Matka zawahała się, co Liva odczytała jako odpowiedź twierdzącą. Liva z trudem chwytała powietrze.

– Nie martw się, skarbie! Babcia z tego wyjdzie. Wierzę w to.

– Ale nie możesz być tego pewna! – zawołała Liva.

Zaschło jej w gardle i miała ochotę się zerwać, pobiec do miejsca, gdzie zaparkowała rower, i pojechać do domu babci, by wykrzyczeć jej prosto w twarz, że nie może umrzeć. Nigdy!

– Nie, nie mogę być pewna, ale wierzę w to i taką mam nadzieję – odparła matka. – To nie wszystko, o czym chcieliśmy z tobą porozmawiać. Chodzi o to, że…

Matka zamilkła i zerknęła na Kima. Ten odchrząknął i powiedział:

– Wiesz, że moja była żona Ulla pracuje w wojsku, prawda? Otóż sprawa wygląda tak, że Ulla zgodziła się pojechać ze swoim oddziałem do Afganistanu od pierwszego września.

Liva spojrzała na Kima, przechyliła głowę i zdołała zapytać tylko:

– I?

Wiedziała bardzo dobrze, co chcieli jej powiedzieć. Poczuła narastającą niechęć, która z wolna ogarniała całe jej ciało, od stóp do głów.

On miał u nich zamieszkać. Benjamin.

O to właśnie chodziło.

Liva wzięła parę głębokich wdechów, cofnęła rękę i zacisnęła pięści tak mocno, że paznokcie wbijały jej się w skórę. Ale nie odezwała się ani słowem. Mieli prawo podjąć taką decyzję, mimo że widziała po matce, że ta nie czuła się z tym najlepiej. Bo gdy przeprowadzały się razem z Kimem do nowego domu, matka obiecała jej przecież, że Benjamin nigdy nie zamieszka z nimi na stałe. Liva pamiętała bardzo dobrze ten moment, gdy matka usiadła na skraju jej łóżka i obiecała jej to.

– Dlatego też Benjamin przyjedzie tutaj i będzie z nami mieszkał przez ten rok, gdy Ulla będzie w Afganistanie – ciągnął Kim.

Liva miała zupełnie wyschnięte wargi. Próbowała je zwilżyć czubkiem języka, ale ten był tak samo suchy. Nadal milczała, lecz czuła na sobie wzrok matki, która spoglądała na nią nieszczęśliwa i pełna niepokoju, i widziała, że mięśnie szczęki Kima poruszały się w sposób, który sugerował, że był w złym humorze.

– A teraz zrobimy grilla, będzie przyjemnie – powiedziała matka pogodnym tonem. – Zrobiłam twoją ulubioną sałatkę ziemniaczaną z chili, Livo. Właściwie jest jeszcze jedna sprawa. Zarezerwowaliśmy bilety lotnicze na Cypr. Wylatujemy za dwa tygodnie.

– Ale ja przecież mam jechać do Szwecji z ojcem i Heidi – zaprotestowała Liva.

– Oczywiście, że pojedziesz, ale zdążysz wrócić, zanim wylecimy – odparła matka. – Ojciec i Heidi wynajęli domek od soboty do soboty, a my wylatujemy w czwartek.

– Jacy my?

Mięśnie kwadratowej szczęki Kima ponownie zadrgały, a Liva zauważyła i usłyszała, że matka przełyka z trudem ślinę.

– Nasza czwórka. Ty, ja, Kim i Benjamin. – Hm.

Liva mogła się tego domyślić. Było to oczywiste, że zrobili to, by wszyscy bardziej się zżyli. Liva najchętniej powiedziałaby coś w stylu „Ależ będzie miło… Tyle że wcale nie!”.

Nie mogła się jednak zdobyć na to, by wypowiedzieć te słowa głośno, bo zauważyła, że matce drżały dłonie. Zamiast tego powiedziała:

– Myślałam, że nie stać was na wakacje?

– Znaleźliśmy bardzo tanią ofertę, za jedyne tysiąc pięćset siedemdziesiąt pięć koron od osoby – odparła matka. – Nigdy wcześniej nie słyszeliśmy o tym biurze podróży, musiało powstać niedawno. Ale należy do organizacji zrzeszającej biura podróży i będziemy objęci ubezpieczeniem, więc na pewno nie będzie tak źle. Hotel nazywa się Sunset i ma dwie gwiazdki. Jest w mieście Agia Napa i bardzo blisko z niego na plażę. Będziemy mieli trzy pokoje. Dwie sypialnie i salon. Kim i ja będziemy spali w salonie. Na pewno będzie bardzo przyjemnie!

Liva słyszała, że matce ulżyło. Pewnie obawiała się, że Liva zacznie protestować i krzyczeć, że nie pojedzie z nimi na tę wycieczkę. Cypr. Mia z jej klasy była na Cyprze rok wcześniej i wróciła pięknie opalona.

– A co z babcią? – spytała Liva. – Przecież nie możemy wyjechać, skoro jest chora?

Matka wstała.

– Nie jest z nią aż tak źle, a jeśli będzie musiała być operowana, to pewnie dopiero pod koniec roku, bo najpierw przejdzie leczenie. Myślę, że powinnaś ją jutro odwiedzić, Livo. Nakryjesz do stołu?

Rozdział 2 

[butterfly]

 

Było piętnaście po dziesiątej wieczorem. Liva leżała w łóżku w swoim pokoju i pisała z Sally na Messengerze. Podczas grilla na tarasie panował dziwny nastrój. Matka jadła dużo i przytulała Livę częściej niż zwykle. Pocałowała ją w głowę, gdy szła do kuchni, i przez cały czas mówiła „skarbie” do Livy i Kima.

Kim był w złym humorze. Liva nie rozumiała, dlaczego matka się nie zorientowała, że najbardziej irytowały go jej próby załagodzenia sytuacji i sprawienia, by wszystko było tak jak zwykle. Bo właśnie przez takie zachowanie matki wyraźnie dało się odczuć, że coś było nie tak.

Liva zjadła trochę sałatki ziemniaczanej i pół steka. Kim również nie zjadł zbyt wiele, ale szybko opróżnił butelkę z winem i musiał przynieść jeszcze jedną.

Liva napisała o wszystkim Sally.

Ale Cypr! Ty to masz szczęście – skomentowała Sally.

Jasne, jestem cholernie szczęśliwa, że pojadę na wakacje z tym obrzydliwym synem ojczyma