Spirala - Aleksander Janowski - E-Book

Spirala E-Book

Aleksander Janowski

0,0
6,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Oto kolejna, zapierająca dech w piersi, sensacyjna powieść Aleksandra Janowskiego. Tym razem akcja rozgrywa się w Ameryce Południowej, a dotyczy nieustającej, brutalnej batalii potężnych, międzynarodowych gangów, walczących o przechwycenie narkotycznych szlaków transportowych i związanych z tym niebotycznych zysków. W boliwijskiej puszczy campesino Pedro i jego kobieta ciężko harują od świtu do późnej nocy, by wyżywić liczną rodzinę. Pedro nieustannie ssie liście koki z dziko rosnących krzaków, jak czynili jego przodkowie od stuleci – koka wspomaga i dodaje sił. Ciężka sytuacja zmusza Pedro zmaga do sięgnięcia po mniej legalne metody zarobku – uzyskuje rządową licencję na legalną uprawę koki dla amerykańskiej wytwórni napojów orzeźwiających. Ale to jedna strona medalu, ta oficjalna i zgodna z prawem. Druga strona jest o wiele mniej legalna, ale przynosi pieniądze. Młody bankowiec o polskich korzeniach ulega urokowi przygodnie poznanej sympatycznej dziewczyny. Sielanka trwa. Przeznaczenie jednak brutalnie wyrywa go z chwilowego błogostanu, rzucając na mętne i spienione wody międzynarodowej przestępczości.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Aleksander Janowski "Spirala"

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok, 2014 Copyright © by Aleksander Janowski, 2014

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Wydawnictwo Psychoskok Projekt okładki: Krzysztof Krawiec

ISBN: 978-83-7900-157-6

Wydawnictwo Psychoskok ul. Chopina 9, pok. 23, 62-507 Konin

Aleksander Janowski
Spirala

S P I R A L A

W dusznym powietrzu unosił się cierpki zapach wodorostów i jakby świeżej rybiej łuski. Szczerbaty księżyc mozolnie przedzierał się przez splątane gałęzie wysokich topoli po wschodniej stronie parku. Nad równo przystrzyżoną trawą stadnie roiły się świetliki, jak migotliwe żółte paciorki.

Koreańczyk Kim, właściciel sklepu warzywnego przy College Point Boulevard, skradał się po żwirowanej ścieżce w kierunku zadrzewionej skarpy stromo opadającej ku zatoce, z widokiem na majestatyczny most Whitestone nad Rzeką Wschodnią. Zamierzał po kryjomu wyciąć ręczną piłą, bo spalinowa nadmiernie hałasuje, młode osiki, co wystrzeliły z obrzeża łączki tej wiosny zasłaniając mu „widok z okna wart miliona dolarów” jak określiła lokalny krajobraz miejscowa bulwarówka. Nikt nie musi wiedzieć, że ten pochlebny artykulik ze stosowną kolorową fotografią umieścił w poczytnym tygodniku jego własny zięć. W obcym kraju trzeba sobie pomagać wszelkimi sposobami.

O tej porze zielona dzielnica na dalekim przedmieściu Nowego Jorku od dawna już śpi i nic nie powinno mu przeszkodzić w realizacji powziętego zamiaru. Nikt go też nie zobaczy i nie doniesie do Urzędu Zieleni. Za ścięte bez zezwolenia drzewo grozi przecież kara do tysiąca dolarów. A jakże nie ścinać, kiedy niepokorna roślinność pnie się nieustannie w górę i zaczyna przysłaniać mu piękny krajobraz. W ogłoszeniu o zamierzonej sprzedaży nieruchomości było przecież napisane, że „widok z okna zapiera dech” i ten niemało ważny fakt znajduje swoje odbicie w nieco wygórowanej cenie wygodnego parterowego mieszkania - dwóch sypialni, stołowego, widnej kuchni, dwóch pełnych łazienek, sporej garderoby oraz wielkiego tarasu. Więc jakże bez widoku? Sprzedawca byłby stratny, przecież przybył do Ameryki by pieniądze zarabiać, nie tracić. Jeżeli wszystko ułoży się pomyślnie, na jesieni przeprowadzi się do nowego wolnostojącego domu nad samą wodą, gdzie miała powstać wioska olimpijska, gdyby miasto wygrało rywalizację o organizację Igrzysk 2016.

Ucięte drzewka zrzuci w dół do wody i poranny odpływ zabierze je na sam środek rzeki, skąd wartki prąd poniesie do niezbyt odległego oceanu. Nic już wtedy nie zakłóci mu porannego i wieczornego podziwiania ażurowej estetyki zgrabnych stalowych konstrukcji wdzięcznie zawieszonych wysoko nad rozlanym wodnym żywiołem. Ileż spokojnej, kojącej harmonii kryje w sobie przyroda. Jakie dobre feng - shui! Zięć w artykule napisał także, że spacer po tej okolicy oddziaływuje terapeutyczne. On zna więcej takich amerykańskich słów, bo kilka lat studiował w Queens College. Na wydziale dziennikarstwa. Jest „debeściak”, jak mówi o sobie.

Ale co to? Z ulicy doleciał odgłos nadjeżdżającego samochodu i światła reflektorów omiotły przydrożne drzewa, wychwytując też na chwilę z mroku wysokie, równo przycięte tuje przy samym domu. Kim aż przysiadł z wrażenia. Kto tu może przyjeżdżać o tej porze? Chyba nie ten wesołek polski farmer z nocną dostawą swoich ekologicznych ziemniaków. Karol zawsze jednak uprzedzał o swoim przyjeździe. Ciekawy z niego typ. Zawsze ze złotym krzyżykiem na piersi. I ciężko pracujący, nie tak jak ci rozpieszczeni rodowici Amerykanie, na których obecnie harują Azjaci i Latynosi.

Z tym Polakiem to było tak - jego rodzice przyjechali do USA z jakieś zapadłej wsi tuż po wielkiej europejskiej wojnie i zatrudnili się jako parobki na farmie kartoflanej na dalekim Long Island, ponieważ nie znali angielskiego i nic innego nie potrafili robić. Tkwili tam uparcie, harowali całymi dniami, nie prostując grzbietu i ciągle odkładali jakieś pieniądze. Po kilku długich latach nabyli kilkaset akrów piaszczystych nieużytków tuż przy oceanie, których nikt rozsądny nie chciał nawet za darmo. Trzymając kilka krówek i kóz użyźnili naturalnym nawozem jałowy teren na tyle, że z czasem zaczęli uprawiać na nim ziemniaki i inne warzywa. Objechali wtedy, jak opowiadali, każdy sklep spożywczy w okolicy, proponując na sprzedaż swoje produkty. Ponieważ żądali śmiesznie niskich cen, zbyt mieli zapewniony na długo.

Po latach odległe miejscowości stały się na tyle modne wśród artystów teatru i filmu oraz tych wszystkich przytupujących do szaleńczego rytmu czarodziejów estradowych, że ceny gruntu sięgnęły chmur. Za równowartość jednego akra jałowej pustyni nad oceanem, porośniętego tylko rzadką ostrą trawą, można obecnie kupić niezły dom z gruntami na przykład w Arizonie czy Montanie. Rodzicom Karola już w latach 70-ch proponowano zawrotną kwotą 3 milionów dolarów za ich siedzisko. Za taką sumę mogli wtedy sobie pozwolić na nabycie wielkiej, zagospodarowanej farmy w Pensylwanii, z żyzną, urodzajną ziemią. Odmówili, „bo tu ich pot i wysiłek” - jak dumnie zacytował kiedyś ich słowa Karol i „chcą przekazać dziedzictwo dzieciom”.

Sam Karol pojawił się w Ameryce po jakichś tam kolejnych wstrząsach społecznych w Polsce i mówił o sobie, że jest ”polityczny”, „solidarny” i „zmanipulowany”. Początkowo pracował u rodziców i na rodziców, potem ożenił się z polską pielęgniarką z pobliskiego Commack, następnie przejął całe gospodarstwo. Zawzięty na robotę, dokupił na kredyt nowe maszyny i po cichu zatrudniał sezonowo kilku „Meksyków” do pomocy. Miejscowy szeryf rozumiejący, że „ręka ręką myje” lojalnie uprzedzał go o planowanych obławach na nielegalnych imigrantów i tak interes się kręcił. Nie, Karol by się nie pojawił bez uprzedzenia. Jest na to za solidny. Kogo więc po nocy licho nosi?

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!