Życie snem - Pedro Calderón de la Barca - E-Book

Życie snem E-Book

Pedro Calderón de la Barca

0,0
3,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Pedro Calderón de la Barca to hiszpański poeta, autor dwóch wielkich dzieł: „Wielki teatr świata” oraz „Życie jest snem”. Oba dzieła są dramatami filozoficznymi. Akcja „Życie jest snem” rozgrywa się w Polsce na dworze królewskim, gdzie na świat przychodzi syn króla Basilia, który według przepowiedni ma być potworem. Król postanawia więc zamknąć go w wieży. Jednak nie jest pewny, czy przepowiednia była prawdziwa.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB

Veröffentlichungsjahr: 2020

Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Pedro Calderón de la Barca

Życie snem

Dramat w trzech aktach

Warszawa 2020

OSOBY

BAZYLI (król polski),

ZYGMUNT (królewicz),

ASTOLF (książę moskiewski),

KLOTALD (namiestnik),

ESTRELLA (infantka),

ROZAURA,

KLARYN (błazen),

PANIE DWORU,

GWARDIA,

ŻOŁNIERZE,

MUZYKANCI I INNA DRUŻYNA.

DZIEŃ PIERWSZY

Dzika, leśna i skalista okolica. W głębi stara wieża. Rozaura w przebraniu męskim schodzi ze skalistego wzgórza.

Rozaura

Gdzie mnie wiedziesz, szybkonogi,

Wiatry z drogi, góry z drogi

Rwący w pędzie hipogryfie?

Gdzie na nagie gnasz mnie skały,

Błysku ty, bez światła biały

Bez lotnego ptaku pierza,

Bezpłetwiasty mórz powtorze?

Stań! Dzikiego tutaj zwierza

Świetne w blaskach słońca łoże...

Stań! Sił więcej mi nie służy:

Ślepa już i zrozpaczona

Kładę ręce i ramiona

Na szmaragdzie tej pustyni!

Krwawy znaczę ślad stopami

W niegościnnej polskiej ziemi:

Bo któż oczy litośnemi

Nieszczęśliwych zwykł przyjmować?

Klaryn

Krzywdę mi jegomość czyni:

Skoro trudnim się skargami

I mnie proszęż porachować.

Wszak oboje z domu ciszy

Rżniemy w świat na awantury,

Rozbijamy łeb skałami,

Koziołkujem się oboje

Z każdej parii, z każdej góry:

Czemuż, gdzie boleści twoje,

O Klarynie nikt nie słyszy?

Rozaura

Nie mieściłem cię w mym słowie,

Chcąc zostawić twej wymowie

Skargę na własny rachunek:

Wszakże wedle mędrców zdania

Warto ponosić frasunek,

By mieć prawo narzekania.

Klaryn

Taki mędrzec, bez wątpienia,

Był nieboże – pijaczyna!

Dałbym mu dla otrzeźwienia

W bok kułaków z pół tuzina!

Niechby radził, co w tej porze

Na pustkowiu, zabłąkani

Czynić mamy w tej otchłani,

Kiedy dzienne gasną zorze.

Rozaura

Smutne, dziwne nasze losy!

Lecz jeśli mnie wzrok nie mami,

Jeśli fantazja nie łudzi,

Widzę tam – chociaż niebiosy

Słabymi tchną już światłami,

Widzę tam – mieszkanie ludzi.

Klaryn

I ja, jeślim nie oślepiał.

Rozaura

Dzikiej mieszkanie budowy:

Zda się, że z olbrzymów głowy,

Które tam sterczą nad nami,

Głaz się po głazie odczepiał

I w dziką złożył strukturę.

Klaryn

Zbadajmyż tedy tę dziurę,

Zamiast się zbytnio dziwować,

Może się znajdzie szczęśliwie,

Kto nas zechce przenocować.

Rozaura

Brama ta, paszczęka raczej,

Ciemnością nocy straszliwie

Zionie ku nam.

Słychać szczęk kajdan.

Klaryn

A to co znaczy?

Rozaura

Strwożona, struchlała stoję.

Klaryn

Otóż i słychać kajdany.

Galernik jakiś spętany

Siedzi tam... Boję się, boję.

Zygmunt

Z wieży.

Biedny ja! O! Nieszczęśliwy!

Rozaura

Boże! Jakiż głos straszliwy!

Klaryn

Do pięt przechodzą mnie dreszcze.

Rozaura

Klarynie!

Klaryn

Pani!

Rozaura

Czas jeszcze!

Uciekniem.

Klaryn

Szczęśliwej drogi!

Nie ruszę nogą od trwogi.

Rozaura

Światło tam błędne migoce:

Gwiazda wilgocią wybladła

Drżąca, niepewna, upadła,

Aby tej otchłani noce

Srożej uczynić czarnymi.

Przecież przy błędnym jej drżeniu

Widać człowieka w pomroce.

O! Trupa raczej na ziemi

Widać w okropnym więzieniu.

Ciężkie okowy go gniotą,

Skóry mu zwierząt odzieniem.

Stańmy, poczekajmy oto,

Niech się wywnętrzy z cierpieniem,

Które przyciska go srożej

Od nocy, od kajdan obroży.

Zygmunt

Nędznym ja! O! Nieszczęśliwy!

Nieba! Mówcie, wzywam was,

Mówcie, jaka moja wina,

Skąd los na mnie tak straszliwy,

Na ludzkiego spada syna?

Wiem ja, wiem, że w każdy czas

Najsmutniejszą dolą człeka

To, że rodzi się na ziemi;

Ale między śmiertelnemi

Poza winą narodzenia

Czemu sroższy los dopieka

Mnie nad inne ziem stworzenia?

Wszystko, wszystko na tym świecie

Swych urodzin nosi grzechy:

Lecz wszystkiemu – w życia wątek

Szczęścia wplecion bodaj szczątek,

Tylko moje, moje plecie

Się bez światła i pociechy!...

Ptak się rodzi, kwiat pierzaty,

Bukiet skrzydły unoszony,

Ponad pola, ponad światy

Rwie go lot w dalekie strony;